Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie



Komorów w "Dziennikach" Marii Dąbrowskiej (7)

Według wyboru Lucyny Terleckiej


- MP Nr 54 z 26 VI 2005r. /str. 24



W tym roku, w maju, minęło 40 lat od śmierci Marii Dąbrowskiej. Rocznicę tę upamiętniono w Warszawie kilkoma wydarzeniami. W Domu Literatury odbył się Wieczór Pamięci, którego znaczącą częścią był niezwykle ciekawy, obszerny wykład prof. M. Drewnowskiego, wybitnego znawcy i edytora jej twórczości, w tym kilku wydań "Dzienników". Wykład dotyczył zawiłych losów tego właśnie dzieła. Były to wzruszające uroczystości, dowody pamięci -nieczęste w naszej pełnej natłoku bieżących zdarzeń codzienności, kiedy tak łatwo gubi się pamięć o tych - co dawno odeszli.
L. T.


Przed domem w Podkowie, 1943 r. Od lewej siedzą: Stanisław Stempowski, Janina Niemyska, Lucjan Niemyski, Marceli Handelsman, Maria Dąbrowska, Idalia Korsak. Zdjęcie ze zbiorów Muzeum Literatury w Warszawie



>10 XII 1962. Poniedziałek

Porządkuję papiery, szukam zgubionych rzeczy. Bardzo słabo czuję się z sercem. Coraz częściej ulegam przeświadczeniu, że nie będę w stanie dokończyć powieści, a nade wszystko nie zdołam już przepisać i opracować dzienników od 1956 r. To mnie napełnia bezdennym po prostu smutkiem. (...) Skąd u licha bierze się mój dobry wygląd przy tak rozpaczliwym samopoczuciu. Ta przeraźliwa rozbieżność między stanem zupełnej jasności umysłu, dobrym wyglądem a stanem serca, które już słyszę i czuję bez ustanku wszędzie, w każdej cząsteczce organizmu. I tylko czekam, czyham z rozpaczą, kiedy się raptem zatrzyma - gdy tyle nie zrobionego, nie załatwionego, nie przeżytego we mnie. Ach, gdyby jeszcze, choć ze dwa lata normalnego czucia się, funkcjonowania fizycznego niezauważalnego, zdrowego.


Maria Dąbrowska. Portrety z różnych okresów jej życia



14 XII 1962. Piątek

Mela dokonała dziś mnóstwa rzeczy z godną podziwu energią. (...) Weszła z okrzykiem - "Trzy rzeczy załatwiłam! Więcej mam szczęścia niż rozumu". A ja mam teraz mnóstwo węgla i odrobinę koksu. Jednak wieczorem p. Szczypior zatelefonował, że i koks, ten urzędowy, nadejdzie. (...) Mela opowiada, jak ów jej lekarz - dentysta odczytał personelowi Komisji mój do niego list, prosząc o możliwie szybkie zrobienie jej protez, bo przechodziła owrzodzenie dwunastnicy i brak uzębienia źle odbija się na jej zdrowiu. I tak te członkinie - kobiety powiedziały: "Widzi (styl Meli), jak my jesteśmy pokrzywdzeni (tak!), pan doktor dostał list od pani Dąbrowskiej, będzie miał taką pamiątkę, a nas tu jest czworo, i my też chcieli mieć choć podpis pani Dąbrowskiej". - Nie wiem - dodaje - czy tak żartowali, czy poważnie mówili". Ale widziałam, że mój prestiż znów urósł w jej pojęciu.


Dom Marii Dąbrowskiej w Komorowie narysowany jej ręką



18 II 1963. Poniedziałek

Ponieważ dwie tony w żaden sposób mi nie wystarczą przy wciąż trwającej wielkiej zimie, skorzystałam więc nieoczekiwanie z dostaw "na lewo". Pewnego dnia o czwartej po południu zajechał raptem przed furtkę olbrzymi furgon pocztowy z napisem "Łączność" - ciężarówka jak kamienica. Weszło dwu drabów. "Pani zamawiała koks". Wystraszyłam się tak, że dostałam bólów anginalnych i tętna ponad sto. "Ależ panowie - kto zajeżdża takim wozem olbrzymim? Przecież tu ludzie się zbiegną. Ja się boję brać tego koksu. "Co pani wygaduje, my co dzień z koksem jeździmy, a pani się boi. My mamy kwity, wszystko w porządku, czego pani się tak trzęsie?". "To dla mnie straszny kłopot". "Żeby pani tylko takie kłopoty miała. Niech pani siądzie przy oknie i liczy kosze, będzie 40 koszy po 50 kilo.
Było tam prócz szofera czterech mężczyzn, jeden wyjął okno, trzech nosiło, zwijali się jak diabły, w pół godziny znieśli wszystko, przyszedł ów przedsiębiorca, człowiek cichy, niemal anielski, zabrał 2 200 zł i jeszcze wieczorem przyszedł, żeby pomóc Meli zgarnąć to, czego wskutek zawalenia okienka nie zdołali wsypać, i zamknąć okno. Ale naliczyłam tylko 36 koszy - możliwe, że przerwał mi ów dostawca. Wszedł do pokoju - myślałam, że to ktoś obcy. (...) Myślałam, że w ciągu tego czasu trupem padnę - ta walka świadomości, że jednak muszę kupić ten koks, bo inaczej nie przetrzymam zimy - z rozpaczą, że oto korzystam z opału kradzionego. Dotknęłam gospodarczego podziemia, a przecież nie miałam innego wyjścia. Ta żebranina u władz też była upokarzająca. Ale tylko pierwszy krok do zła jest trudny. Odtąd nie będę już nudzić i męczyć państwowych przedsiębiorstw ani niechętnego mi Albina. Będę się zaopatrywać w koks jak się da. Oficjalnie przyznane mi 3 i pół tony nie starcza nawet na łagodniejszą zimę. Ostatecznie państwo zmusza do takich rzeczy, skoro nie jest w stanie obsłużyć ludności artykułami pierwszej potrzeby.

--------------------------

Teksty wybrała
Lucyna Terlecka



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.