Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie


Przejdź do spisu treści. MP nr139/18

Cień Ojca


- MP nr 1 (139) z 1 IV 2018 /str. 21

Święty Józef był głową Świętej Rodziny. Bóg powołał go do ochrony Maryi i Dzieciątka. Nie chwalili się przed ludźmi, że oto oni, oni są wybrani, a ich Dziecko będzie Mesjaszem. Robili wszystko, żeby ukryć siebie i Tego, który miał się narodzić. W związku z tym, przed ludźmi, Józef musiał przyjąć na siebie rolę ojca Jezusa.
Ale czym jest rola? Odegraniem czegoś przed kimś. Dobre spełnienie zadania, ale nie utożsamienie się z nim. Zatem czy święty Józef przyjął jedynie rolę ojca? A może jednak był niczym ziemski ojciec dla Pana Jezusa?
I dalej, co z wolnością? Czy właściwie mówimy tu o przymusie?
Czy można powiedzieć, że ktoś musiał zostać ojcem? Czy święty Józef był człowiekiem, którego Bóg do czegoś zmusił? Myślę, że nie była to tylko rola, na wzór ról teatralnych - ale o tym na końcu. Bóg na pewno też nie złamał wolnej woli św. Józefa.
Bo nie po to Bóg dał człowiekowi wolną wolę, żeby następnie go tejże pozbawić. Święty Józef zgodził się zostać ziemskim opiekunem i stróżem Pana Jezusa. Tym samym przyjął na siebie zadania i trudności każdego ziemskiego ojca.
Spójrzmy od początku. Jeśli wierzymy Biblii w ogóle, to wierzymy we wszystko, co jest w niej napisane. W takiej perspektywie nie możemy mieć wątpliwości, co do Niepokalanego Poczęcia. My, w XXI wieku, mamy pewność, bo mamy Pismo Święte, natchnione przez Boga. Możemy logicznie dowodzić prawdziwości słów zawartych na kartach Ewangelii. Możemy też powoływać się na Kościół, który badając przez wieki Ewangelie stwierdził, że możemy im zaufać. Zatem Niepokalane Poczęcie jest PRAWDĄ.
Ale święty Józef nie miał Nowego Testamentu. Miał za to wiele pytań. Kiedy Maryja powiedziała o swoim stanie, postanowił ją oddalić. Kochał ją, ale - mimo swojej dobroci - był tylko człowiekiem. Kto wie, o czym myślał. Może to Ona nie dotrzymała mu wierności, a może ją skrzywdzono.
Przecież to się stało, gdy Maryja była w drodze do domu świętej Elżbiety. I wśród tych rozterek przychodzi Anioł i wszystko Józefowi wyjaśnia. "Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów»" (Mt 1, 20-21). Dopiero po tej interwencji Józef porzuca myśl o odesłaniu Maryi. I tu zaczyna się jego droga jako ojca. Przeczytałam pewną książkę o świętym Józefie. Autor we wspaniały, ciepły i czuły sposób opisuje wewnętrzne rozdarcie i wątpliwości opiekuna Świętej Rodziny. Czy sobie poradzi? Czy będzie umiał pokochać to Dziecko? Czy Ono pokocha jego? Czy ta cudowna Miriam nie odtrąci Józefa skoro Ona wie, że nosi pod sercem zapowiadanego Mesjasza? Ale mimo tych myśli święty Józef ufa Bogu. I całkowicie świadomie zgadza się na przyjęcie roli Cienia Boga Ojca. Nie ma w tym postanowieniu ani odrobiny stłamszonej woli. Przecież Bóg nigdy nie dopuści, żebyśmy dla Niego zrobili cokolwiek siłą, gwałtem, przemocą. Bo zaprzeczyłby sobie. On chce od nas dobrowolnej decyzji wprost z naszego serca.
Tak i u św. Józefa jest to decyzja w pełni wolna. Oparta na pokorze wobec potęgi Boga. Na zrozumieniu, że bez Jego woli świat by nie istniał. Także na radości - że ten potężny Stwórca ZAPYTAŁ Józefa, pocieszył, żeby się nie bał, bo On mu we wszystkim pomoże, że powierzył mu swój najcenniejszy skarb, Bożego Syna. I na miłości - do Maryi, takiej ludzkiej, czystej i opiekuńczej, oraz miłości do Najwyższego - cichej i zawierzającej.
Jestem mocno przekonana, że to nie było tak, że święty Józef od razu, w ciągu jednej nocy, wszystko sobie ułożył i był takim "wesołym świętym bez zmartwień" (święci, jak historia świata pokazuje, mieli zwykle więcej zmartwień niż radości). Myślę, że jeszcze jakiś czas, może długo, walczyło w nim rozgoryczenie, smutek, zniechęcenie z pokorą.


Ale to pokora zwyciężyła. I na tym polegała ta wolna decyzja Świętego. Że mimo zwątpień i trudnych chwil, na pierwszym miejscu zawsze było posłuszeństwo raz powziętej decyzji.

Z czasem na pewno pojawiła się miłość do Bożego Dziedzica. Znamienna jest scena, kiedy dwunastoletni Jezus zaginął i dopiero po trzech dniach rodzice znaleźli Go w świątyni. "(...) «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie»" (Łk 2, 48). Nie ma powodów, żeby sądzić, że lęk o Chłopca z powodu Jego zagubienia i radość z Jego odnalezienia były nieprawdziwe albo mniejsze niż Maryi. Józef szczerze i gorąco kochał Jezusa.


Miłość i troska świętego Józefa nie są przedstawione jako słowa, które wypowiadał do swoich bliskich. Są czynami.

Dbał o jego edukację. Nauczył go rzemiosła, tego co sam najlepiej umiał. Zapewniał byt rodzinie. Działał. Gdy Anioł powiedział, żeby wziąć Maryję do siebie - wziął; gdy kazał iść do Egiptu - on poszedł; gdy kazał wrócić - wrócił.
I w tym miejscu przywołam znów pytanie, czy dla świętego Józefa bycie ojcem było tylko rolą?
Nasz bohater starał się być najlepszym ojcem dla Pana Jezusa, jak tylko człowiek potrafi. Swojego ideału szukał zapewne w Bogu Ojcu, który wciąż go prowadził. Od tego pierwszego "nie bój się" zasłyszanego we śnie, w którym ujawniała się cała Boża miłość, troska, znajomość słabości i ciężarów życia ludzkiego. Józef, który postanowił zgodzić się na bycie stróżem Syna Bożego, robił wszystko, co w jego mocy - jestem przekonana - żeby okazać mu tę dobroć, której sam doświadczał. I tę dbałość o wszystko. I jednocześnie sam wciąż modlił się do Stwórcy z głęboką ufnością, że otrzyma łaski i siły, żeby mógł zapewnić dobre życie dwójce ludzi, którzy zostali mu powierzeni, i których pokochał.
Co zadecydowało zatem o ojcostwie świętego Józefa? Czy był tylko ojcem adopcyjnym, czy był aż ojcem? I czy dla nas jego życie i oddanie coś oznacza? Kiedyś przeczytałam gdzieś, że mężczyzna staje się ojcem dwa razy. Raz w chwili poczęcia. Drugi raz, gdy uświadamia sobie, jak cenny jest człowiek, który został mu powierzony i gdy postanawia zrobić, co tylko może, żeby zapewnić mu dobre życie. I to ten drugi moment decyduje o byciu "aż ojcem", tatą, tatusiem. Czasem te momenty zdarzają się w tej samej chwili. Czasem wcale. Czasem tylko w drugiej sytuacji. I tak było ze świętym Józefem. Mimo, iż w naszym rozumieniu nie było to "ciało z ciała, krew z krwi", ale opiekun Pana Jezusa był gotów poświęcić swoje życie (i poświęcił je) dla Bożego Syna. Oddał każdą chwilę chroniąc Go. Potem Go ucząc. A przede wszystkim kochając Go jak swojego krewnego.
I dawniej zawsze zastanawiało mnie, dlaczego Pan Jezus wtedy, w świątyni, odpowiedział Maryi, że powinni byli wiedzieć, że będzie "w tym, co należy do Jego Ojca". Czy nie pomyślał, jak poczuje się Józef? Ale ten dwunastoletni Jezus już wtedy wiedział, że Święty Józef jest dla Niego ojcem tylko na ziemi, a on sam jest Bogiem z Boga Ojca. I ten Ojciec jest ojcem nas wszystkich.

--------------------------

Sylwia Podbielska



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.