Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie



Komorów w "Dziennikach" Marii Dąbrowskiej (2)

Według wyboru Lucyny Terleckiej


- MP nr 48-49 z 12 IX 2004r. str. 24



Oto kolejne fragmenty "Dzienników" z początków pobytu Autorki w Komorowie, z okresu oswajania nowego otoczenia. Chyba zainteresują czytelników jej spostrzeżenia i opinie o ówczesnym jego wyglądzie, o architekturze, o poznawanych trasach spacerowych, o mieszkańcach czy nawet o drobnych wydarzeniach w naszej - ale jakże już innej dzisiaj niż przed 50 laty - miejscowości
L. T.

1 I 1958 Środa

Kiedy przestało padać, już wieczorem wyszłyśmy z Anną na spacer. Kościółek był oświetlony, nieszpory, ale wewnątrz prawie pusto. Czyżby bojkotowano nabożeństwo z powodu, że ksiądz nie wyszedł do pogrzebu popularnego tu pułkownika AK - Komara? (...) W danym wypadku mogło iść o bardzo usprawiedliwiony strach. (...)


Maria Dąbrowska z komorowską młodzieżą i dzieciakami. Zdjęcie wykonano na rogu ulic Słowackiego i Kraszewskiego



3 I 1958. Piątek

Przed południem z Anną "na Komórów" i wstąpiłyśmy do pani Pęskiej. Anna zachwyciła się jej pięknością. W samej rzeczy nawet bezzębność, głuchota i starość nie były w stanie jej zeszpecić i ująć jej "charme'u". Tym razem był jej zięć, który częstował nas kawą i tortem. Przy sposobności dowiedziałyśmy się interesujących rzeczy o córce Toli, dr Pęskiej-Laskowskiej. Jest tak jak ojciec laryngologiem, ale ma rzadką specjalność - chirurgię plastyczną, operuje zajęcze wargi, złamane i krzywe nosy itp. - przywraca urodę nieszczęśliwym i szpetnym. Jej mąż (bezrobotny od wojny eks-dyplomata) pokazywał album z zadziwiającymi fotografiami jej wyników. To są niezwykłe rzeczy, w kraju dopuszczającym prywatne leczenie (choćby i socjalistycznym) byłaby bogata, boć i bogaci potrzebują takich zabiegów - tu dom tonie w biedzie, a ona haruje za nędzną pensję szpitalną. (...)

17 I 1958. Piątek

Na dworze ciągle straszliwie ciemno. Anna mówi, że ten dziennik będzie jedynym dziełem, jakie po mnie pozostanie. A co już z niego się robi? Mniej niż nic. (...)

20 I 1958. Poniedziałek

Rano Dyl zaczął w hallu gwałtownie szczekać. Podeszłam do drzwi balkonowych - pani Hołyńska na balkonie zawieszała między gałązkami derenia ogromny płat słoniny. Coś mi już o połciach słoniny, które skądciś dostali, opowiadała. Otworzyłam lufcik i zaprosiłam, ich (bo i on był) do wnętrza, ale nie chcieli wejść. Spieszyli się dokądś, a m.in. z drugim takim płatem słoniny do p. Pęskiej . Teraz mam przed oknem po prostu "zbiorowy punkt żywienia". Ot i znalazła się para świętych Franciszków z Asyżu. (...)

7 IV 1958. Poniedziałek Wielkanocny

Wróciłyśmy z Tulą do Komorowa (Anna została jeszcze). Musieliśmy wysiąść na żużlowej drodze, bo auto za lekkie i z niskim podwoziem - nie pokonałoby przepaści błota. Jurek poniósł rzeczy, a właściwie świąteczne jadło. Tulcia pognała za nim, ja człapałam pomału, panna Hania została w samochodzie - niestety, w Polsce nie można wozu na polnej drodze pozostawić bez ryzyka, że zdejmą opony, albo zbiją szyby i ukradną koce, nie mówiąc o okradzeniu wszystkiego co na zewnątrz "gdzież, ach gdzież!" W domu okazało się, że piwnice zalane są wodą. Zalane - c'est pas le mot 1) - napełnione są wodą. Nowa zgryzota, mimo której zdołałam napisać list do J.S. i zaczęłam dalej przepisywać "Dziennik" - ale właściwa twórcza robota - "gdzież, ach gdzież!". (...) .


Rzeka Utrata na odcinku między Pęcicami a Komorowem.



1 V 1958. Czwartek

Pierwszy w tym roku, nieskazitelnie piękny, błękitny, słoneczny, bardzo ciepły, prawie gorący dzień. Rano Tula z Jasią zawieszają biało-czerwoną flagę z okna strychu. Idę w tym za przykładem sąsiadów, którzy wszyscy wywiesili flagi. Przed południem spacer z Anną do lasu, inną niż zazwyczaj drogą. Znajdujemy całe obrusy kwitnących białych zawilców. Cały spód lasu jest podesłany bielą. Właściwie pierwszy raz widzę zawilce kwitnące w lesie, a nie w ręku miejskich kwiaciarek. Zawsze więc jeszcze nawet w najpowszechniejszym otoczeniu możliwe są rzeczy pierwszy raz oglądane. Pierwsze widzenia to źródło najradośniejszych uniesień. Czemuż ich nie doznaję? Zaledwie je pamiętam i konstatuję tylko z bladym wewnątrz rozweseleniem: dziś po raz pierwszy w życiu widziałam las podszyty bielą kwitnących zawilców. A jednak Komorów nabrał jakby nowego waloru. Leżymy kwadrans na słonecznej leśnej polanie i mówimy sobie, że jest to błoga chwila. Mówiąc to - myślę o niezwykłej piękności borów w Lipkach. Tam chyba dwa lata temu byłam ostatni raz szczęśliwa. (...)

6 V 1958. Wtorek

Przyjechali ci chińscy pisarze z Anną, samochodem. Było ich dwu nie mówiących żadnym europejskim językiem i tłumacz umiejący zaledwie kilkanaście zdań w złym rosyjskim języku. Ale jakoś dogadaliśmy się, że jeden z gości jest poetą, drugi krytykiem. Pytali mnie, ile mam lat, Anna podpowiedziała: "Powiedz, że trzysta, u nich tylko wiek ma znaczenie". Byli to jedyni goście zagraniczni, którzy poprosili o spacer na wieś, wypytawszy wprzódy, czy tu jest chłopska wieś. Poszliśmy zatem na wieś, gdzie budzili sensację, nic sobie z tego nie robiąc "zwiedzali" obejścia, zaczepiali przyjaźnie dzieci. Częstowałam ich kawą. Zapytali, czy u nas zeszłego roku był szczególnie bogaty urodzaj kawy, bo tak wszędzie i o każdej porze częstowani są kawą. Zapomniałam, że to naród herbaciany, choć zdaje się, herbatę inaczej niż my przyrządzają. (...)

--------------------------

Teksty wybrała
Lucyna Terlecka



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.