Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie


Przejdź do spisu treści. MP nr (7) 77/07

Grabienie ogrodu

felieton z cyklu "...i tak Bóg stworzył świat"

nr 7 (77) z 18 XI 2007r. /str. 23


Uważny i stały Czytelnik mojej rubryki zapewne zauważył, że dokładnie po dwóch latach wracam uparcie do tematu grabienia. Sam nawet szybko przeczytałem swój dawny tekst "Grabiąc liście, czyli myśli rozsypane", by zabierając się za pisanie tego artykułu nie popełnić autoplagiatu. A łatwo mogłoby do tego dojść, ponieważ okoliczności są bardzo podobne. Jak dwa lata temu jesienią, tak i teraz mamy właśnie powyborczy okres formowania nowego rządu. Znowu popisuje się złota polska jesień, na giełdzie w Nowym Jorku maksymalnie drożeje baryłka ropy (wtedy przyczyną była huraganowa Katrina w Zatoce Meksykańskiej, dziś ponownie niepogoda) i znowu w ogrodzie Lecha przy Filmowej masa nie zgrabionych liści - wiem, wiem, Lechu, przejeżdżałem tamtędy na rowerze, widziałem... lenisz się. Wszystkie te okoliczności sprowokowały mnie do ponownego pisania, co niniejszym czynię. Ale przyznam też uczciwie - tym razem była jeszcze jedna przyczyna, że wróciłem do tematu grabienia w ogrodzie. Dokładniej mówiąc, chodzi mi o grabienie w Ogrodzie.


Piękne zakątki - aleja Kasztanowa. Widok od pól na wjazd do Komorowa
Piękne zakątki - aleja Kasztanowa. Widok od pól na wjazd do Komorowa



W jakiś październikowy wtorek w szkolnej stołówce odbyło się zebranie mieszkańców Miasta-Ogrodu Komorowa oraz Granicy. Nie zabroniono wstępu innym mieszkańcom gminy, bo sprawa jest ogólnogminna - dyskusja nad planem zagospodarowania przestrzennego naszej gminy. Kogo nie było, ten niech żałuje. Kwestia zachowania miast-ogrodów w możliwie pierwotnej postaci nabrała od pewnego czasu w Polsce takiego znaczenia, że na szkolną salkę wcisnęli się też dziennikarze z Telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego i z Rzeczpospolitej. Było gorąco momentami, bo Komorowanie nie w ciemię bici i mamić się nie dadzą okrągłymi słówkami. A rzecz z pozoru prosta - co zrobić, by nie zabudowano pól przy Alei Kasztanowej. By nie powstało gigantyczne osiedle, które zakorkuje nam dojazdy do Warszawy, zabierze przestrzeń i poczucie, że mieszkamy poza miastem, prawie na łonie przyrody. Wypowiedzi mieszkańców, w tym obecnych na zebraniu radnych z Osiedla Komorów, były jednoznaczne i jednomyślne. To cieszy.
Natomiast martwić musi fakt, że przy karkołomnych i niejasnych zapisach oraz definicjach proponowanych przez projektanta planu, łatwo może dojść do obchodzenia lub naginania przepisów miejscowych. Wójt gminy jako przykład podał sytuację nad Zalewem w Komorowie, gdzie na terenach przeznaczonych w planie pod obiekty rekreacji powstały wprawdzie obiekty rekreacji, ale akurat prywatne (w planie nie było zapisu, że muszą służyć ogółowi) i na dodatek dziwnie przypominają wypasioną willę z garażami. Gdy "zapadała klamka" obecny wójt, jak mówi (słucha pani, niech pani słucha...), akurat wójtem chwilowo nie był. Jak wskazano na zebraniu, jest wiele działek gminnych, które ze względu na bardzo atrakcyjne położenie idą "pod młotek", co wprawdzie zasila chwilowo budżet gminy, ale w dłuższej perspektywie społeczność traci możliwość pożytecznego, wspólnego zagospodarowania takich obszarów. Przeciętny obywatel może czuć się ograbiony. Ale są i pozytywne przypadki gospodarzenia, jak choćby chwalony w poprzednim MP "Kaliszowy gaik", czyli plac zabaw dla najmłodszych.


To właśnie te pola leżące wzdłuż alei Kasztanowej są zagrożone. Te po prawej stronie schodzą do brzegów Utraty. Fot. Bartosz Duczmal
To właśnie te pola leżące wzdłuż alei Kasztanowej są zagrożone. Te po prawej stronie schodzą do brzegów Utraty



We wspomnianej już kwestii pól przy Alei Kasztanowej ścierają się dwa poglądy. Oba nawet podobnie stawiają sobie ten sam cel - nie zabudować mieszkaniami wolnej przestrzeni między Ostoją, Komorowem Wsią i pęcickimi stawami. A jak gminna wieść niesie, deweloperzy (czytaj: ziemi spragnieni obrotni kupcy-inwestorzy) już pukają do urzędu. Bo rzecz nie w tym, czyja to aktualnie ziemia - zawsze jest taka cena, za którą posiadacz zbędzie działkę, ale w tym, co wolno na niej robić. Inaczej mówiąc - czy plan zagospodarowania przestrzennego gminy dopuszcza tam zmianę użytkowania i jaką.
Jak usłyszeli zebrani na stołówce, jest pięć wersji projektu planu zagospodarowania. Pod rozwagę radnym i konsultacji społecznej poddano tę ostatnią, najnowszą, dopieszczoną wersję. Ale i tu warszawscy architekci nie ustrzegli się błędów i wpadek. Otóż gdyby na odrolnionych (fatalne słowo) terenach dopuszczono tzw. zieleń urządzoną z urządzeniami kultury, to według takich zapisów i definicji w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Michałowice na wspomnianych polach śmiało i zgodnie z prawem nabywca mógłby zbudować niewielki amfiteatr oraz boisko do siatkówki, ale także wielki multipleks, czyli mega-kino z towarzyszącymi parkingami. A przy takim kompleksie kinowym musi być przecież supermarket z popcornem i colą, stacja benzynowa itp.
Pozostawienie tych obszarów jako terenów rolniczej przestrzeni produkcyjnej, to w rzeczywistości możliwość wykupienia po niewygórowanej cenie kompleksu pól przez developera i spokojne wyczekiwanie (lub modne tzw. lobbowanie) aż kolejny plan zagospodarowania dopuści tu budownictwo mieszkaniowe (najlepiej od razu bloki 4-piętrowe).
I tak, po niedawnej dyskusji w mediach na temat lokalizacji stadionu narodowego na Euro 2012 nie na Pradze a w rejonie Warszawy pomyślałem z niepokojem, czy w naszym Komorowie-Ogrodzie ktoś nie wytyczy euro-boiska? Jest potrzebne, i owszem, ale po co zaraz takie na 50 tysięcy widzów? No i jak jesienią polecą liście z lip i kasztanowców, to kto zagrabi murawę na tym stadionie? Już teraz nie ma komu grabić liści, a wy chcecie nam Ogród grabić?!

--------------------------

Wojciech Irmiński



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.