Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie



Komorów w "Dziennikach" Marii Dąbrowskiej (5)

Według wyboru Lucyny Terleckiej


- MP nr 52 z 24 III 2005r. str. 24



31 V 1960. Wtorek

Chcę uciec i przed (ul.) Niepodległości. Męczy mnie aura Tuli i jej pies, niezadowolenie Anny - nęci spokój i wiosna Komorowa, i to poczucie, że to jest jednak jedyny jeszcze mój dom, miejsce, gdzie ja jestem ośrodkiem dyspozycji. Mnie tego potrzeba. Niepodległości stało się od dawna domem Anny, gdzie ja jestem tylko honorowym gościem. (...)

25 VII 1960. Poniedziałek

(...) ...oto jeden z kwiatków naszej ludowej administracji. Wszystkim narożnym domom w Komorowie polecono wywiesić dwie tabliczki z dwoma numerami. Np. mój dom ma mieć tabliczkę: ul. Kraszewskiego 3 i ul. Słowackiego 7. To nonsens zakrawający na obłęd.

22 VIII 1960. Poniedziałek

Wymierzyli mi podatek wyrównawczy w wysokości 28 268 zł. Mój Boże, te pieniądze będą zmarnowane lub przez kogoś ukradzione. O ile wolałabym móc je włożyć np. w melioracje osiedla Komorów. Nie tylko mojego domu, ale w ogóle Komorowa dotyczące.

15 XI 1960. Wtorek

W aucie robi się czegoś przyjemnie i wesoło. (Powrót z Jugosławii - LT) Wchodzę do domu w Komorowie. Szczekanie Dyla. Jakieś dziwne wzruszenie chwyta za gardło. To jest jednak po Polnej - jedyny już mój dom. Tylko miejsce, gdzie nie ma ponurości, niesamowitej obcości, mogę odczuwać jako swój dom. (...)


Maria Dąbrowska w Komorowie ze swoim ulubionym psem Dylem



4 XII 1960. Niedziela

Spotkał mnie najdziwniejszy wypadek mego życia. Wracałyśmy z Anną ze spaceru po lesie. Anna mówiła "Jednak błogosławić trzeba ten Komorów. Przecież tu dopiero przyszłaś do siebie..". - "Tak, od kilku dni czuję, że zaczynam przychodzić do nadziei wyzdrowienia". W tejże chwili na rogu Konopnickiej i Sportowej wypadł skądciś ogromny wilk, rzucił się na Dyla i zaczął nim tak szarpać, gryźć, dusić, przygniatać... Dyl skowyczał i jęczał jak nigdy, a tak ogłupiały, że nie był w stanie on, taki chybki, mu uciec. Rzuciłam się do tych psów, żeby Dyla spod kłów tego wilczura wydobyć. To trwało wszystko minutę. Zaatakowany przez nas laskami wilk znikł. Ja zobaczyłam, że mam rękę zalaną krwią. Rozorał mi kłem całą rękę na przegubie.

8 XII 1960. Czwartek

Rano usiłuję pisać brulion "Święta we mgle", ale nie wychodzi, wszystko wydaje mi się już raz na zawsze napisane i pisarsko odkryte. Po południu wizyta Terleckiego i Grochowiaka. Grochowiak ma 25 lat i pięcioro dzieci. Jest też odpowiednio mizerny. Sympatyczna twarz o cienkich rysach. Przyszli prosić mnie o coś do noworocznego numeru. ("Współczesności" LT) Nie byłam z siebie zadowolona po tej wizycie. Za mało dowiedziałam się o ich życiu - tych młodych.

27 XII 1960. Wtorek

W drugie święto byłam na mszy. Msza przy ołtarzu była cicha - chór śpiewał kolędy, ale też trochę fałszował. Kościół wtórował fałszywie tylko kolędom: "Bóg się rodzi", "W żłobie leży" i "Przybieżeli do Betlejem pasterze". Innych już nie znają. Kazanie wygłosił, zdaje się, stary proboszcz, w tłoku nie widziałam. Mówił defetystycznie, wzywał do aktywności religijnej, jakby komunista wzywał do aktywności partyjnej. Ewangelia była o św. Szczepanie, pierwszym męczenniku Kościoła. Ze mszy poszłam do Toli Pęskiej.


Nabożeństwo w komorowskim kościele. W ornacie ks. Tadeusz Kozłowski - proboszcz za czasów M. Dąbrowskiej, za nim stoi ks. Józef Jakubczyk, jego poprzednik, którego wspomina pisarka w cytowanym fragmencie "Dzienników"



12 I 1961. Czwartek

O czwartej po południu ksiądz z kolędą. Wikary, młody i śliczny chłopiec - ksiądz Eugeniusz. "Jak księdza tytułować?" - "Nazywają mnie prefektem". Już teraz prefekt "in partibus infidelium", bo szyto kryto - nie wiadomo, jak i kiedy - lekcje religii w szkołach zostały skasowane. Cóż za nielojalność! Przecież w październiku 1955 zostały oficjalnym zarządzeniem wprowadzone.

13 IV 1961. Wielka Sobota

Przed południem, kiedy dziewczynki poszły do lasu, - my z Anną w charakterze dzieci wzięłyśmy maleńki koszyczek z jajami, kawałkiem kiełbasy, chleba i bukszpanem - poszłyśmy do kościoła na święcenie jadła. Mela bowiem była obrażona, że w zeszłym roku poszła "ze święconem" na rezurekcję i tylko "wstydu się najadła, nie wiedziała, gdzie ukryć ten koszyczek", bo ksiądz nie święcił. W Wilnie, jak twierdzi, święci się przy rezurekcji. W każdej rzeczy uważa odstępstwo od wileńskich obyczajów niemal za zdradę narodu i jest obrażona, gdy mówimy, że w całej Polsce święci się jadło w Wielką Sobotę. Nie chciała pójść: " Już ja i w tym roku nie będę miała święconego jadła" - powtarzała zawzięcie. Więc poszłyśmy za nią. W kościele były rzeczywiście same dzieci i na prowizorycznym stole ich koszyki. Było chłodno i czekało się na księdza tak długo, że w końcu tylko Anna została.


Goście i rezydenci domu w Komorowie. Od lewej siedzą: H. Józewski, M. Dąbrowska, A. Kowalska, M. Andruszkiewicz (Mela - gosposia M. Dąbrowskiej); stoją J. Wyrzykowski, E. Barszczewska i M. Kowalska



14 IV 1963. Niedziela Wielkanocna

Wczoraj wpół do piątej rano zaczęła się wielka strzelanina rezurekcyjna. Dalibóg pierwszy raz taką w Komorowie słyszałam. Obudziło nas to, a Dyl tak się przeraził, że dał istne przedstawienie psiej paniki. Przez cały czas trwania strzałów dygotał, ziajał, krył się za moją poduszkę, oczy wyszły mu na wierzch, nie wiedział, gdzie się podziać, ogon, a raczej szczątek ogona wtulił pod siebie. Kiedy poszłam go wypuścić, bojąc się, aby się nie posikał ze strachu, zrazu poskoczył ochoczo, snadź pewny, że w ten sposób ujdzie spod huku, ale gdy na schodach już usłyszał huknięcie, zawrócił przerażony do domu i jeszcze do godz. 10 bał się wyjść z domu. (...) Pierwszy raz coś podobnego widziałam - tulił się do nas jak człowiek.

--------------------------

Teksty wybrała
Lucyna Terlecka



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.