|
|||||
Licznik odwiedzin |
Historia obrazuSkromny obraz wtopiony w ołtarz pewnego dnia stał się centrum wielkich uroczystości. Słowo o Matce Bożej Miłosiernej z Komorowa
|
Lulusia w 1918 roku tuż przed chorobą Heinego-Medina |
U sióstr nazaretanek - 1926 r. |
Barbara Otto - to od niej, ciotecznej siostry Julii, dowiedzieliśmy się, że obraz Matki Bożej
był pracą dyplomową absolwentki Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie przy
ul. Myśliwieckiej (poprzedniczki Akademii Sztuk Pięknych). Wtedy Julia nosiła nazwisko Trojanowska.
Do szkoły przyjmowano po tzw. małej maturze i trzeba było zdać trudne egzaminy. Zdała je z szóstą lokatą.
Nauka trwała cztery lata i kończyła się otrzymaniem stosownego świadectwa. Przedtem jednak przyszła
absolwentka musiała namalować obraz i go przyozdobić. "Lula zrobiła Matce Bożej naprawdę wspaniałą
srebrną oprawę na specjalnym podkładzie. Otrzymała dobrą ocenę. A szkoła była renomowana - uczyły
tam takie tuzy, jak choćby Władysław Skoczylas i Feliks Roliński" - wspomina pani Barbara. Jak wynika
z dokumentów, Julia Trojanowska była uczennicą szkoły w latach 1933 - 1937, zatem obraz pochodzi z 1937 roku.
Jego autorka miała wtedy 21 lat.
Wybór tematu pracy dyplomowej - Matki Miłosiernej, popularnie nazywanej Matką Boską Ostrobramską - nie był
przypadkiem, bo Lula zawsze była bardzo religijna.
W późniejszych latach, gdy już nie wychodziła z domu, Msza święta w radio była rytuałem, a w każdy
pierwszy piątek miesiąca obowiązkowo przychodził do niej ksiądz z Panem Jezusem. Tak było aż do śmierci
w 2000 r.
Zofia Trojanowska-Borzęcka - matka Julii |
Włodzimierz Borzęcki - ojczym |
Julia Trojanowska urodziła się 8 maja 1916 roku w Petersburgu w zamożnej rodzinie inżyniera Wacława
Trojanowskiego. Tam zastała ich Rewolucja Październikowa, która radykalnie zmieniła ich sytuację materialną.
Gdy Polska odzyskała niepodległość, Trojanowscy wrócili do Warszawy. W tym czasie dwuletnia Lula zapadła na
chorobę Heinego-Medina. Mimo intensywnego leczenia i kilku operacji, już do końca życia pozostała kaleką.
Starała się jednak nie dostrzegać swej ułomności. Wesoła i towarzyska, zjednuje sobie sympatię rówieśników.
Rodzice Luli rozwodzą się i jej matka zawiera nowy związek z cenionym warszawskim adwokatem, Włodzimierzem
Borzęckim, który wychowuje Lulę jak własną córkę. Borzęccy prowadzą "dom otwarty" - dużo w nim gości,
odbywają się wieczory taneczne. Na jednym z nich Lula poznała swego przyszłego męża. Małżeństwo trwało
krótko. Zaledwie kilka miesięcy, bo Juszkiewicz okazał się łowcą posagu. Źle traktował ułomną żonę.
Julia zostawiła wszystko i odeszła od męża. Nigdy więcej go nie spotkała, ale zachowała po nim nazwisko
i wpis w dokumentach - "mężatka".
Wojna zastała rodzinę Borzęckich w Milanówku. W 1941 roku umiera ojczym Luli. Panie popadają w straszną
biedę. Wtedy Julia podjęła pracę w fabryce państwa Witaczków w Milanówku. Pozostała w niej także, gdy ją
upaństwowiono. Praca przy chemikaliach sprawiła, że zapadła na odmianę białaczki. Gdy lekarzom udało się
opanować chorobę, musiała pożegnać się z fabryczną malarnią. Zajęła się grafiką, projektowała okładki,
plansze poglądowe, ilustracje do książek i materiałów szkoleniowych. Prowadziła też zakładową bibliotekę.
Janina Michalak - pielęgniarka, opiekunka i przyjaciel w ostatnich latach życia. Wiedziała, że
obraz pani
Julii jest w Komorowie. Jak trafił? Nie wie. Czy go darowała, czy może sprzedała? Zapewne losy Luli
potoczyłyby się zgoła odmiennie, twierdzi pani Janina, gdyby nie II wojna światowa. Ona wszystko odmieniła.
Julii nie było stać ani na farby, ani na blejtramy... Na jedwabiu malowała przepięknie.
Była osobą wierną zasadom religijnym i patriotycznym. Nigdy się z mężem nie rozwiodła... "Kiedyś powiedziała
- wspominała pani Janina. - Wiesz, wczoraj umarł mój mąż". Skąd się o tym dowiedziała? Zapewne z prasy,
bo każdego dnia sięgała po gazetę.
Pani Michalak nie ukrywa radości z powodu zainteresowania panią Lulą, bo była to osoba wspaniała pod
każdym względem. W czasie okupacji woziła kolejką EKD tajne broszury. Liczyła, że Niemcy na kalekę nie
będą zwracać uwagi. Zawsze interesowała się polityką. Nawet wtedy, gdy miała osiemdziesiąt lat. Bardzo
silnie przeżywała każdą klęskę prawicy. Do końca została wierna poglądom ukształtowanym w rodzinnym domu.
Nie korzystała z najdrobniejszych nawet "łask" komunistów. Nie zapisała się do partii. Nie uczestniczyła
w żadnych, choćby najbardziej niewinnych, akcjach propagandowych. Po prostu była nieugięta, miała taki
"cichy heroizm". O rodzicach i ojczyźnie mówiła z wielką miłością.
Wanda Krupkowska - lekarka, daleka krewna Julii Juszkiewicz. Twierdzi, że temat maryjny w pracy dyplomowej to nie przypadek. Julię zapamiętała jako osobę bardzo religijną. Z całą pewnością namalowała ten obraz nie z pobudek estetycznych, ale dlatego, że Matkę Boską darzyła niezwykłym kultem. Szczególnie w jej wizerunku ostrobramskim. Bardzo pozytywnie wyrażała się o kościele. Była prawdziwą katoliczką. Rozmowa z nią podnosiła na duchu. Lula promieniowała wszystkim, co najlepsze, spokojem i pogodą. Pani Wanda podziwiała Julię za opanowanie w walce z bólem, wstydem, niewygodą...
Lula z chrześniakiem - Wojtkiem Otto
Krystyna Józefecka - sąsiadka z bloku, mówi, że Julia była artystyczną duszą. Wszystko, co zrobiła, było niezwyczajne. Potrafiła uszyć rzeczy, które się wyróżniały. Denerwowała ją tylko trochę tym, że choć nie starczało jej na życie, walczyła o każdy grosz, to jednak kupowała wiele gazet. I jeszcze to, o czym pani Krystyna dowiedziała się już po śmierci sąsiadki - Julia wspierała ośrodek AMUN - gromadzący niepełnosprawnych artystów malujących ustami i nogami. Będąc kaleką podziwiała ich, że nie zatracają się w rozpaczy. Teraz pani Krystyna ich wspiera. Robi to dla niej. To tak, jakby z tamtej strony ona o nich myślała.
Obraz Matki Bożej Miłosiernej z Komorowa.
Stan przed konserwacją
Oto niezwykły obraz namalowany słowami. Z tych pięciu świadectw wyłania się portret Julii Juszkiewicz
-osoby wrażliwej, przepełnionej prawdziwie chrześcijańską miłością. Osoby promieniującej radością,
której nie zniszczył ból, nędza i cierpienie. Gdy zbierałem materiał do tego tekstu, doświadczyłem
obecności ducha Luli. To on zapewne sprawił, że bez żadnego trudu otwierały się przede mną drzwi wielu
domów. Starsze kobiety, bez cienia lęku zapraszały mnie, obcego, do środka domu i chętnie opowiadały o
malarce naszej Komorowskiej Księżnej - o mądrym, dobrym, ciepłym człowieku.
Lech Skupiński
PS. Julia Juszkiewicz, z d. Trojanowska, zmarła w listopadzie 2000 roku w Brwinowie. Jest pochowana
na tamtejszym cmentarzu. Jej grób jest zawsze zadbany.
Fragment testamentu:
Ja, niżej podpisana, oświadczam, co następuje. Wszystkim, którzy przez wiele lat otaczali mnie
przyjaźnią, opieką i bezinteresowną pomocą, nie żądając za nią zwrotu czy zapłaty, dzięki którym
nie czułam się osamotniona i zagrożona, z całego serca dziękuję. To Oni wszyscy rozumieli, kto to
jest człowiek stary, samotny, kaleki i coraz mniej sprawny - Bóg zapłać!
[...] Przepraszam wszystkich, którym sprawiłam kłopoty i proszę pochować mnie jak najskromniej w
grobie z moją Matką.
Proszę o zastosowanie się do mojej woli w całości i proszę o modlitwę.
Julia Juszkiewicz