Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie


MP nr 6 (98). Przejdź do spisu treści

Objąć Świętego Jakuba

Jak pielgrzymowałam do Santiago de Compostela


- MP nr 6 (98) z 19 XII 2010 /str. 13





Przygotowania do Drogi Tak jak przed wiekami tak i dziś tą samą trasą, polami, lasami, górami, dolinami, korytami wyschniętych rzek i winnymi gajami, w słońcu, mgle i deszczu, idzie się do grobu świętego Jakuba Apostoła. Jak przed wiekami bierze się w rękę kij przypina do plecaka muszlę - znak pierwszych chrześcijan i pielgrzymuje do tego niezwykłego miejsca.


Tak jak tysiące pielgrzymów przede mną, 2 września 2010 roku, wyruszyłam samotnie do Santiago de Compostela. I tak jak większość, nie miałam dobrej odpowiedzi na pytanie - dlaczego tam idę.
O pielgrzymce do Grobu Świętego Jakuba marzyłam od dawna. Ale co innego marzyć, a co innego zdecydować, że na prawdę wyruszam.
Przyjaciółka, z którą o tym marzyłam, nie była jeszcze gotowa do drogi. Zrezygnować...?
Ani przez moment nie myślałam jednak o porzuceniu pomysłu.
Czy święty Jakub pociągał już za swoje sznurki? Nie wiem. Dość, że kiedy wypowiedziałam głośno - idę sama - to jakby już się stało. Dodatkową motywacją był fakt, że rok 2010 jest Rokiem Świętym, który zapewnia szczególne łaski i błogosławieństwa (ogłaszany wtedy, kiedy dzień imienin świętego Jakuba - 25 lipca - przypada w niedzielę. Kolejny rok święty będzie dopiero za 11 lat)


Skoro już zdecydowałam że idę, skoro rodzina zrezygnowała z zawracania mnie od pomysłu, który jest "czystym szaleństwem", zaczęłam działać. Czasu nie miałam dużo - dwa miesiące. Dwa miesiące, żeby opracować drogę, przygotować mapki, poznać trasy, kupić plecak, rozchodzić buty, nauczyć się paru chociaż słów po portugalsku i hiszpańsku. Żeby przygotować się duchowo, bo to nie zwykła wycieczka, ale pielgrzymka.
Pielgrzymka do Composteli. Jednego z trzech najważniejszych chrześcijańskich miejsc świętych. Te dwa pierwsze to grób Chrystusa w Ziemi Świętej w Jerozolimie i grób świętego Piotra w Rzymie. Grób świętego Jakuba jest tym miejscem, do którego pielgrzymowali i święty Franciszek z Asyżu, i święty Ignacy Loyola, Karol Wielki, i nasz Jakub Sobieski ojciec króla Jana III Sobieskiego.
Współcześnie najbardziej znanymi pielgrzymami są piłkarze reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej.
Przed każdym wyjazdowym turniejem cała drużyna spotyka się w Santiago de Compostela. Po zdobyciu mistrzostwa świata w piłce nożnej w roku 2010 pięciu czołowych piłkarzy - Andrés Iniesta, Fernando Torres, Carlos Marchena, Sergio Busquets, a także sam Ronaldo, zapowiedziało udanie się w pieszej pielgrzymce do Santiago.
Czy dam radę przygotować wszystko w dwa miesiące?

Święty Jakubie - pomagaj!


Czy pomagał? Nie mam wątpliwości.
Nieraz w drodze przekonałam się, jaki to "magiczny" święty.
Na początek to co najważniejsze, czyli wybrać trasę, jedną z licznych Dróg Jakubowych. Czy iść Camino Norte, drogą wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, Camino Primitivo - stąd z Oviedo najczęściej zaczynają wędrować Hiszpanie, czy iść może Camino Francese, zaczynającej się u stóp Pirenejów, biegnącej przez środek Hiszpanii, najdłuższej liczącej ponad 780 kilometrów.
Ustaliłam, że ten pierwszy raz mogę przejść nie więcej niż 300 kilometrów.
Tyle powinny wytrzymać i nogi, i plecy. Tych 14 dni, które mam wolne, to będzie akurat na taką trasę.
Kolejny problem - skąd wyruszyć.
Każda trasa miała swoje niewątpliwe zalety i atrakcje. Z Oviedo - stolicy Asturii - to zwiedzenie przepięknego starego miasta z katedrą, w której przechowywana jest święta relikwia, zwana chustą z Oviedo. Do zwiedzenia są tu liczne przedromańskie kościoły. Może wyruszyć z miejscowości Leon - stolicy Kastylii.Tu kusi możliwość zwiedzenia wyjątkowej katedry Santa María de Regla (Piękna Leontyna), w której jest drugi co do wielkości na świecie zespół 700 witraży (większy jest tylko w Chartres we Francji). W Leon jest bazylika świętego Izydora, w której mieszczą się relikwie tego świętego.
Pomocne okazały się fora internetowe.
Za najlepiej przygotowaną i najbardziej przyjazną pielgrzymom trasę uznali forumowicze drogę przez Portugalię, Camino Portuges. Dobrze oznakowana żółtymi strzałkami, niezbyt trudna - trochę przypomina nasze Beskidy. Jest dużo lasów, więc można się chronić przed upałem i uspokoić bliskich, że udar niekonieczny.
Wzdłuż trasy są liczne albergi, czyli schroniska, z czego większość "donativo", czyli bezpłatnych.
A przede wszystkim droga wiedzie przez przepiękne małe miasteczka, pełno przy niej zabytków, romańskich kościółków, rzymskich mostów i dróg, źródeł z krystaliczną wodą, a ludzie gościnni jak nigdzie indziej. Na tej trasie można zwiedzić Bragę ze słynnym kościołem Bom Jesus do Monte - Dobry Jezus z Góry, która jest dla Portugalczyków cudownym miejscem jak dla nas Jasna Góra w Częstochowie.
Argumentów za tą właśnie trasą przybywało, aż w końcu zdecydowałam.
Idę do Santiago de Compostela drogą Camino Portuges z Porto. To około 270 kilometrów.

Pomódl się za nas u Świętego Jakuba


Drukuję mapki, wykaz schronisk, dzienne odcinki trasy z dokładnym opisem. Pani Beata w Copie Center stwierdza, że skoro idę do Santiago, to ona nie weźmie za druk ani grosza, bo... też marzy o camino jacobeo.
Hmmm... Święty Jakubie - dziękuję.
Ela na wieść, że idę do Santiago oddaje mi swój ultra lekki plecak, zamienia mój śpiwór na jedwabny lekki worek do spania, kurtkę na tę lekką stylonową, frotowy ręcznik na kawałek gazy. Ujmuje mi z plecaka prawie 5
niepotrzebnych kilogramów. Na koniec prosi - wstaw się u świętego Jakuba, bo widzisz, moje oczy po operacji...
To kolejna prośba, którą pakuję do plecaka. Będę je w drodze powtarzać jak pielgrzymią koronkę: O odrodzenie życia rodzinnego, o zdrowie dla Grzesiowego chrześniaka, o zdrowe nogi, o zdrowe oczy, za Wojtka, za Krzysztofa, o wytrwałość dla Marysi, o miłość, o wiarę, intencje zachowane w sercu Joasi, o błogosławieństwo dla naszej parafii - to ksiądz Paweł - o nawrócenie, o zawrócenie ze złej drogi, o pomoc w uzależnieniu. Młody wolontariusz spotkany w sierpniu w Częstochowie daje mi różaniec pobłogosławiony przez papieża, żebym tylko pomodliła się u świętego Jakuba w intencji dobrej organizacji Dni Młodych, które odbędą się w Madrycie w 2011 roku. Nawet się nie spodziewałam jak dobrze będzie mi się odmawiało na tym różańcu kolejne cząstki w drodze...
Czy aby zapamiętam te wszystkie prośby? Bartek pociesza, że już w tym momencie, kiedy zostały mi powierzone, święty Jakub już działa.
Ostatnie pakowanie plecaka. Żeby nie zapomnieć o igle z nitką (rada Eli)
- to na wypadek pęcherzy, o maści antybiotykowej, dermosanie, o zwykłej aspirynie, o bandażu elastycznym. Zamiast pielgrzymiego kija (jak go zabrać do samolotu) teleskopowe kijki trekkingowe.
Do plecaka pakuję jeszcze, kabanosy, suszone żurawiny, rodzynki.
Człowieku małej wiary, czy aż tak nie wierzyłaś, że święty Jakub opiekuje się pielgrzymami, że te zapasy były aż takie ważne... Przekonuję się o tym już na jednym z pierwszych odcinków, gdzie dzielę się z innymi całym kulinarnym bogactwem. Wtedy jeszcze dzielę się z konieczności, bo plecak za ciężki.
Do plecaka wkładam też obowiązkowo kamień sprzed domu. Taka tradycja.
Złożę go w czasie wędrówki pod Cruz de Ferro - kamiennym krzyżem, tak jak inni pielgrzymi, a razem z kamieniem zostawię wszystkie ciężary.
Na dzień przed wyruszeniem ksiądz Paweł podczas wieczornej mszy udziela mi szczególnego błogosławieństwa, błogosławieństwa dla pielgrzymów.
Jest 1 września, kolejny zimny, deszczowy wieczór, w kościele garstka osób. Tłucze mi się serce, kiedy klękam na środku kościoła i kiedy padają piękne słowa błogosławieństwa...

Pan cię chroni od zła wszelkiego: czuwa nad twoim życiem.
Pan będzie strzegł twego wyjścia i przyjścia.
Drodzy pątnicy, wyruszacie do sanktuarium św. Jakuba w Composteli, aby tam polecać Bogu własne sprawy i innych.
Nie zapominajcie o naszej parafii, o potrzebach Kościoła i całego świata.
Na drogę pomyślności i pokoju niech was kieruje wszechmogący i miłosierny Pan, a Rafał Archanioł niech wam towarzyszy w drodze. Byście w pokoju, w zdrowiu i z radością powrócili do domów. Niech będzie to błogosławiony czas wewnętrznej odnowy i duchowego odrodzenia.
Boże, Ty przeprowadziłeś Izraelitów suchą nogą przez Morze Czerwone i trzech Mędrców za przewodem gwiazdy przyprowadziłeś do Syna Swego, spraw, aby droga nasza była pomyślna i czas pogodny. Niech jak młody Tobiasz, w towarzystwie Twego świętego Anioła, szczęśliwie dojdziemy do celu pielgrzymki, a w końcu do przystani zbawienia wiecznego.
Pan nasz Jezus Chrystus niech będzie przy was, aby was bronić, niech będzie przed wami, aby was prowadzić, niech będzie za wami, aby was strzec, niech będzie z wami, aby was błogosławić. Pokój i błogosławieństwo Boga Wszechmogącego, Ojca i Syna, i Ducha Świętego, niech zstąpi na was i pozostanie na zawsze.
Amen.

Po co idę?


Dlaczego do Santiago? Co obudziło w sercu taką tęsknotę, że zdecydowałam się iść? Czy w moim przypadku było coś z prawdy tego poszukiwania, o którym mówił w Santiago 19 sierpnia 1989 podczas Czuwania Modlitewnego Jan Paweł II?
"Wędrówka do Composteli oznacza, że chcemy znaleźć odpowiedź na nasze wątpliwości, na nasze pytania i poszukiwania oraz że pragniemy wyjść naprzeciw Bogu, który nas szuka z miłością tak wielką, że z trudem możemy ją ogarnąć myślą. Duchowa tradycja chrześcijaństwa podkreśla nie tylko znaczenie naszego poszukiwania Boga. Pokazuje coś ważniejszego:
to Bóg szuka nas. On sam wychodzi nam na spotkanie.
Jezus pragnie towarzyszyć nam tak, jak towarzyszył swoim uczniom w drodze do Emaus. Tu On wskazuje nam kierunek. On daje nam siłę. Po powrocie do domu, będziemy mogli powiedzieć - jak uczniowie z ewangelicznej opowieści - że serca pałały w nas, kiedy On rozmawiał z nami w drodze, i że rozpoznaliśmy Go po łamaniu chleba".
Papież dwukrotnie pielgrzymował do grobu świętego Jakuba. Raz nawet przeszedł pieszo odcinek Camino Francaise. Na jego cześć w tym roku jedną z ulic w Santiago de Compostela nazwano imieniem Jana Pawła II.
Czy dlatego idę? A może nic z tej wzniosłości? Może to tylko zwykły poryw chwili? Chęć przeżycia przygody?
Wyprawa w nieznane? Doznać tego uczucia, jakie wiodło dawnych odkrywców?
Jak średniowieczny pątnik zanurzyć się we własnych myślach?
Ale może to jednak jest chęć dążenia do Boga, zbliżenia się do Niego.
Czy się zwyczajnie po ludzku nie boję samotnego wędrowania? "Pan będzie strzegł twego wyjścia i przyjścia" mówi Psalm 121. Ale też idę, bo mam za co dziękować i mam o co prosić.
Idę. Jutro rozpoczynam wędrówkę.
Sama. Sama poniosę swój plecak i swoje intencje.

Święty Jakubie prowadź!


Korzystając z promocji lotniczej Lufthansy lecę do Lizbony tranzytem przez Mediolan. Stamtąd, po samotnej nocy spędzonej na lotnisku w pustej hali tranzytowej, pociągiem do Porto.

Porto. Cóż za piękne miasto!

Mały hotelik w centrum Porto polecany przez pielgrzymów "Pensao ESTORIL" przy Rua de Cedofeita 193. Zostanę w tym mieście jeden dzień, żeby przy okazji zwiedzić to jedno z najstarszych europejskich miast. Najstarsze informacje o nim pochodzą z V wieku. Od ówczesnej nazwy miasta wywodzi się nazwa całego kraju Portugalia. Porto Cale, czyli port Cale. Cale to pierwotna osada założona jeszcze przez Celtów.
W czasach rzymskich było już ważnym portem leżącym u ujścia rzeki Douro (Złotej rzeki) wpadającej do oceanu Atlantyckiego. Porto to miasto nieporównywalne z innymi. Zbudowane na wzgórzach, pełne starych kościołów i romańskich budowli, i tętniącej życiem, także i w nocy - starówki.
W XII-wiecznej katedrze, która jest jednym z najstarszych i najważniejszych zabytków romańskich w Portugalii, kupuję za 3 euro credencial - specjalny paszport pielgrzyma, do którego będę zbierać pieczątki (fecha) z trasy. To te pieczątki zaświadczą, że jestem pielgrzymem, i dzięki nim otworzą się przede mną drzwi tanich schronisk nazywanych albergami.
Zaświadczą, że przeszłam trasę i na tej podstawie otrzymam specjalny dyplom - Compostelę.
Żałuję, że mam tylko jeden dzień na zwiedzanie. Miasto jest prześliczne.
Wymuskane przedmieścia, fragmenty zachowanych starych uliczek w centrum. Obok tych nowoczesnych i bogatych, zachowane te z byle jak skleconymi domami, przypominające brazylijskie puebla. Ta szczególna dzielnica nazywa się Ribeira i została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Na każdym kroku tysiące turystów podziwiających azulejos - ceramiczne płytki, którymi wyłożone są zewnętrzne ściany domów, kościołów, sklepów, przedstawiające najczęściej sceny religijne. Zwiedzam barokowy kościół Igreja dos Clérigos.
Wieża kościoła ma 76 m i 240 stopni, została wybudowana w latach 1754 - 1763, według projektu włoskiego architekta Mikołaja Nazoniho. Z tarasu widokowego rozciąga się piękny widok na miasto.
Zmęczona zwiedzaniem przysiadam w kawiarence z widokiem na port rybacki z pięknymi barkami do przewozu beczek wina. Kawa, ciastko z ogromnym kremem, woda mineralna.
Nie bardzo rozumiem ile wynosi rachunek, więc wyciągam w stronę kelnera garść monet, wybiera 1 euro i wydaje 30 centimów reszty... I jak tu nie kochać tego miasta! W pobliskim sklepie samoobsługowym robię zakupy.
Na kolację i na jutrzejsze śniadanie.
Kupuję mleko, 4 jogurty, banany, 2 dorodne brzoskwinie, pieczywo - rachunek wynosi 2 euro 70 centimów. Za 3 euro wracam taksówką do hoteliku.

Próba wytrwałości ? Święty Jakubie dodaj sił


Jest upalne południe, kiedy po specjalnej mszy świętej - messa de la peregrino, która odbywa się o godzinie 11.00 w katedrze, jestem gotowa do drogi. Na ulicznym termometrze 35 stopni. Słońce niemal parzy. W końcu muszę zmierzyć się z plecakiem. 12 kilogramów plus woda - jest co nieść.
Pieką stopy nieprzywykłe do grubych ciężkich butów, już po kilku minutach pot płynie po plecach. Autobusem nr 600 jadę na przedmieście Porto - do dzielnicy Maia. Stąd rozpocznę marsz.
Przygnieciona plecakiem i upałem pełznę powoli rozgrzanym i pustym o tej porze miastem. Rozgrzane mury wzmagają żar. Byle dotrzeć do Igreya Maia - kościoła Majów, byle znaleźć się na szlaku, zobaczyć pierwszą żółtą strzałkę. Od kościoła - jak podają informatorzy - już tylko 200 metrów i jest się na szlaku. Jestem więc w Maia, stoję obok kościoła, ale o biegnącym tędy szlaku i strzałkach nikt tu nie słyszał i nie widział. Po godzinnym szukaniu i pytaniu miejscowych dopiero stary policjant uświadamia mi, że to nie ten kościół. Ten stary Igreja Maia jest kilka kilometrów dalej. Poznam bo cały błękitny od azulejos.

Pierwsze kroki na Camino - "królewskiej drodze"

Mijają kolejne dwie godziny. Ulicą w dół, ulicą w górę, za mostem w prawo. O godzinie 16.00, kiedy zastanawiam się czy nie wrócić do hotelu, ulga. Pojawia się pierwsza żółta strzałka na telegraficznym słupie.
Święty Jakubie - witaj! Jestem na szlaku! Jestem na camino! Mokra od potu i szczęśliwa. Mijająca ciężarówka trąbi. Buen camino - dobrej drogi - krzyczy kierowca, macha i uśmiecha się harmonią białych zębów. Rozglądam się - to naprawdę do mnie? Bueno - odkrzykuję.
Dumna z siebie stawiam pierwsze kroki na "królewskiej drodze", na Camino Przede mną 270 kilometrów w deszczu i upale, ścieżkami przez eukaliptusowe lasy, przez góry i skaliste wąwozy.
Przez treny wypalone do gołej ziemi przez sierpniowe pożary i drogą wśród winnych gajów. Czy wytrzymam, czy wytrwam? I kogo na tej drodze spotkam?
O tym w następnym odcinku, w następnym numerze Magazynu Parafialnego.

--------------------------

Tekst i zdjęcia
Urszula Imienińska



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.