SMS o treści "Pomoc"
Sami o sobie
nr 2 (113) z 31 III 2013 r. /str. 26
Koszt wiadomości brutto 0,00 zł na
numer: Bóg, Niebo, 7.
Czy słyszeli Państwo o najpopularniejszej chorobie XXI wieku?
I nie pytam o otyłość, cukrzycę, raka ani depresję.
Ta dotyczy raczej... egzystencji człowieka we współczesnym świecie.
Studiuję pedagogikę. Jakby nie patrzeć, mimo iż sama specjalizacja jest nieco inna, pedagogika jak byk stoi w papierach. I z racji tego mam różne przedmioty natury filozoficzno-etycznej, czyli teorię pedagogiki, która, ku mojemu zdziwieniu, czasem ma odbicie w rzeczywistości. Z reguły jest tak, że większość przedmiotów jest całkowicie oderwana od rzeczywistości, ale czasem zdarzają się wyjątki. Przygotowując się na jedne z zajęć, musiałam przeczytać tekst właśnie o pustce egzystencjalnej. I ze zdumieniem odkryłam - przecież to taki współczesny problem! Iluż znajomych mi mówi, że czegoś by chciało, ale nie wie czego, że coś by zrobili, tylko co, skoro wszystko i tak już jest zrobione, odkryte, powiedziane. Że ich życie jest puste. Bo nam pozostaje odtwarzać wiedzę, uczyć się tego, co jest.
Wszechobecne poczucie bezsensu, braku celowości egzystencji, niezadowolenie z życia, nuda i apatia.
Zagadnienie można zaklasyfikować do dziedziny psychiatrii i jest wręcz wyzwaniem dla tej gałęzi medycyny (pedagogiki także), bo "coraz więcej pacjentów uskarża się na coś, co nazywają pustką wewnętrzną. (…), [którą] można by zdefiniować, jako doświadczenie otchłani". Przy czym nie jest ani nerwicą, ani depresją.
Skąd to się bierze?
Można dojść do wniosku, że opinie psychiatrów sprowadzają się do jednego: człowiek, jako istota wolna, nie kieruje się instynktami, a więc ma jakąś moralność, hierarchię wartości.
A przynajmniej powinien mieć. Po drugie, współcześnie nie kierujemy się ogólnie narzuconymi konwencjami, tradycjami i wartościami, a wiele osób nie wie, jak chciałoby żyć. I, w rezultacie, naśladujemy bezmyślnie innych albo postępujemy zgodnie z ich oczekiwaniami i stajemy się odpowiednio ofiarami konformizmu albo totalitaryzmu (pierwsze jest charakterystyczne dla kultury zachodniej, drugie - dla wschodniej). Nie oznacza to, że jeśli nagle zaczniemy kultywować wszystkie zapomniane tradycje, znajdziemy sens w życiu - obyczaje mają wpływ jedynie na uniwersalne wartości, nie na jednostkowe sensy istnienia.
Poza tym, nie zrzucajmy całej winy na tradycję - sami sobie zgotowaliśmy ten los. Redukcjonistyczne podejście do człowieka nie wpływa pozytywnie na jego psychikę. Nikt nie chce być sprowadzony jedynie do roli przedmiotu czy pełnionej funkcji, a utożsamienie obejmowanego stanowiska z osobą sprawia, że zaczynamy działać jak maszyny, pozbawiamy się nawzajem prawa do odczuwania, do wątpliwości, do lepszych i gorszych dni - do życia. Czy ktoś, kto przestał widzieć siebie inaczej niż pracownika, po zwolnieniu odnajdzie się w codzienności bez swojego stanowiska?
Na pytanie "kim jesteś?" często usłyszymy odpowiedź: urzędnikiem, księgowym... A czemu nie człowiekiem, który z całych sił pragnie być szczęśliwy?
Sensu ani wartości nie można nauczyć. Tym trzeba żyć. Niby taki wyświechtany frazes, ale w sumie prawdziwy. Bo kiedy ktoś jedno mówi, a robi inaczej, to staje się w naszych oczach fałszywy.
Na zajęciach w końcu doszliśmy do wniosku, że wszystko przez to, że z jednej strony świat, dość agresywnie, zarzuca społeczeństwa wymaganiami: musisz być młody, piękny i bogaty, z drugiej my sami niekoniecznie zgadzamy się z treściami, które podają nam media, zmuszając poniekąd do przystosowania się.
I co dalej?
Podobno istnieje lekarstwo na egzystencjalną pustkę i nie jest to terapia.
Podobno odczuwanie rozpaczy egzystencjalnej nie jest powodem do rozpaczy, bo oznacza tylko tyle, że mamy w sobie ogromną wolę życia i istnienia.
I tak nie jesteśmy w stanie dostrzec przyczyn każdego zdarzenia z naszego życia. Jeśli na siłę będziemy go szukać, to w końcu uznamy, że większa część ziemskiego żywota jest pozbawiona sensu. Do takiej konkluzji nikt nie chce dojść. Najłatwiej mają osoby, które wierzą w kogoś, w coś. Najlepiej nie w pieniądze, ale w jakiś nieogarnięty rozumem byt, którym można wytłumaczyć sobie sensowność pewnych wydarzeń. Można też szukać rozwiązania w biografiach wielkich, filozofów, naukowców, artystów, przywódców religijnych; tych, którzy borykali się z podobnymi problemami. "Człowiek ma tym samym szansę otrzymać z rąk geniusza ludzkości - Mojżesza, Jezusa, Mahometa czy Buddy - coś, czego sam w konkretnej chwili nie jest w stanie uzyskać."
Tyle nauka, która stwierdziła pokornie, że nie wszystko można wziąć na rozum i czasem trzeba uwierzyć. W coś. W kogoś. W Boga.
--------------------------
Sylwia Podbielska
Młodzieżowe Koło Dziennikarskie