Odpocznij we Mnie
Wypłyń na głębię
- MP nr 3 (143) z 16 VI 2019 r.2019 /str. 4-5
Idą wakacje. I tu pytanie: czym jest odpoczynek dla katolika?
Poczęcie na nowo
Św. Jan Paweł II, 8 czerwca 1979 r., podczas Mszy Św. w Nowym Targu, nawiązując do Promethidiona Cypriana Kamila Norwida, powiedział: "Odpocząć – napisał kiedyś Norwid – to znaczy począć na nowo. Otóż duchowy odpoczynek człowieka (...) musi prowadzić do odnalezienia i wypracowania w sobie owego nowego stworzenia, o którym mówi św. Paweł. Droga do tego wiedzie poprzez Słowo Boże odczytywane i celebrowane z wiarą i miłością, poprzez uczestnictwo w sakramentach, a nade wszystko w Eucharystii".
Czy zatem odpoczynek może zmęczyć, a nawet zniszczyć? Tak. Jeżeli nie prowadzi do poczęcia na nowo, do wypracowania w sobie nowego stworzenia, które zaistniało dzięki Chrystusowi. No dobrze, ale jak to zrealizować? Czy nie są to górnolotne słowa? Jaki to ma związek z rzeczywistością, poleżeniem na tureckiej plaży, zjedzeniem lodów, czy wypiciem zimnego piwa? Nie ukrywajmy. Ciepłe kraje, zimne napoje, gorące rytmy dużo bardziej kojarzą się z wakacjami niż jakieś tam słowa o "poczęciu na nowo". Ale wbrew pozorom to, co materialne, dużo bardziej może doprowadzić do istoty odpoczynku, o której pisał Święty Papież, niż wiele technik niby-odpocznienia. Metod, które wyprowadzają człowieka tam, gdzie być może dojść nie powinien.
O błogosławiona materio!
Bóg odpoczywa po całym swym trudzie, jaki podjął stwarzając świat (Rdz 2,2). Niemęczący się Bóg odpoczywa. A może podziwia dzieło? A może daje mi wzór, bym też podziwiał dzieło? Jego i moje. On w końcu zaprasza mnie do tego, bym stał się współtwórcą dzieła, kontynuatorem i opiekunem tego, co Bóg zaczął (por. Rdz 2,4b-7). A jeżeli zaczynam podziwiać i kontemplować to, co uczyniliśmy – wielki Bóg i ja, niegodny człowiek – to wracam do początku. Do tego, skąd istnieję, dokąd idę. Zaczynam widzieć to, co pierwotne, zaczynam widzieć szczegóły, drobnostki, banały, które w natłoku zajęć gdzieś giną. A one zaczynają mi mówić o prawdzie, dobru i pięknie, by w końcu odświeżyć we mnie obraz.
Tego, który jest Prawdą, Dobrem i Pięknem. Jeżeli towarzyszy mi takie nastawienie, to ciepłe kraje, czy zimne napoje mogą mnie zwrócić ku Temu, który jest istotny. Dostrzeżenie piękna materii, prowadzące do zachwytu nad Stwórcą może śmiało prowadzić do pytania o Autora dzieła. A to prowadzi nas do odpowiedzi w Słowie i spotkania w Sakramencie.
A może uciec od materii?
W człowieku zapracowanym, w świecie pełnym hałasu rodzi się druga tendencja. Uciec. Wejść w ciszę. Zostawić to, co materialne. I to też jest dobre – do pewnej granicy. Tak samo jak zachwyt nad materią może prowadzić zarówno do zachwytu nad Stwórcą, jak i do negacji Autora dzieła, tak samo i tutaj. Mogę uciec od materii i hałasu, i dojść do Boga albo mogę uciec od stworzenia a ubóstwić siebie (a więc też stworzenie).
Jest taki genialny dokument. List Kongregacji Nauki Wiary z 15 października 1989 r. do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej. Łatwy do odszukania w Internecie. Ten list zaczyna się od następującego sformułowania: "Wielu chrześcijan gorąco pragnie dzisiaj nauczyć się autentycznej modlitwy, chociaż współczesna kultura ogromnie utrudnia zaspokojenie odczuwanej przez nich potrzeby ciszy, skupienia i medytacji". W tym zapotrzebowaniu na ciszę, pojawia się jednak chęć do uciekania się do różnych form modlitwy, które niekoniecznie wywodzą się z dialogu ze Słowem. Rodzi się tu wręcz pytanie o znaczenie niechrześcijańskich form modlitwy dla chrześcijan, dotyczy to przede wszystkim metod wschodnich. Warto tu przytoczyć zdanie z powyższego listu: "Modlitwa chrześcijańska zawsze jest określana przez strukturę wiary chrześcijańskiej, w której jaśnieje prawda o Bogu i o stworzeniu. Dlatego, z całą ścisłością, można powiedzieć, że przybiera ona postać osobowego, wewnętrznego i głębokiego dialogu między człowiekiem a Bogiem". Między osobowym "Ty" Boga, który wcielił się w materię i osobowym "ja" człowieka również materialnego. Modlitwa taka nigdy nie zamknie się w bezosobowych czy skoncentrowanych na "ja" technikach. A jednocześnie nie uniknie materii, szczególnie tej najszlachetniejszej, czyli Wcielonego, Materialnego, Cielesnego Syna Bożego.
Dlatego jeżeli prowadzę dialog z Bogiem, pobudzony pięknem bliskowschodniego nieba, czy odkryciem bogactwa smaków tajskiej kuchni, jest to modlitwa. Jeżeli wychodzę poza ten dialog, nawet kierowany najwznioślejszymi przesłankami przesyconymi filozofią czy mądrymi słowami, zostaję sam z sobą. Dlatego modlitwa katolika nigdy nie prowadzi do wejścia w sferę Boskości, która jako taka jest nieziemska, nieuchwytna dla zmysłów i niepojęta.
Oczywiście, objawiająca się głębia Boga będzie wymagała wyrzeczenia. Nie wyrzeczenia materii czy namiętności a wyrzeczenia egoistycznych, grzesznych skłonności. Tylko dzięki takiemu wyrzeczeniu człowiek staje się wolny, może wypełniać wolę Bożą. Dlatego człowiek urzeczony materią czy rozkoszami podniebienia tak z nich skorzysta, by zawsze być otwartym na uwielbienie osobowego Boga oraz na potrzeby braci.
Kij w mrowisko
Jestem absolutnie pewien, że dalsza część mojego artykułu wywoła kontrowersję. Mamy w końcu rekomendowany przez wielu odpoczynek w różnych formach wschodniej medytacji czy jodze. I teraz kilka cytatów.
"Joga jest siłą witalną, przypisywaną w hinduskiej mitologii bogowi słońca – Sziwie. Legenda podaje, że Pan Światła ofiarował jogę swojej małżonce, bogini Parwati. Dar ten miał zapewnić jej wieczną młodość, doskonałe ciało oraz wspaniałe samopoczucie. (...) W najszerszym ujęciu joga jest systemem indyjskiej filozofii. Wytycza drogę, która prowadzi do scalenia ducha i materii."
(http://joga.org.pl/nauczyciele/certyfikat-iyengara/siegnij-do-zrodel/materialy-promocyjne/623-joga)
"Ducha jogi pięknie wyraził premier Indii na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych w dniu 27 września 2014 roku: "Joga jest bezcennym darem starożytnej tradycji. Uosabia jedność umysłu i ciała, myśli i działania, powściągliwości i spełnienia, harmonii pomiędzy człowiekiem i przyrodą, holistycznego podejścia do zdrowia i dobrostanu. Nie chodzi w niej o ćwiczenie, lecz o odkrycie jedności ze sobą, światem i naturą." (...) Nie wymaga siłowni, jakiejś konkretnej odzieży, towarzyszy, Internetu, itp.; tylko ty i twoje źródło – czysta wewnętrznie dusza – łączą się ze sobą, aby rozmawiać i stać się jednością – i to jest najwyższy poziom jogi."
(https://www.yoga-mag.pl/joga-jako-zrodlo-spokoju-wewnetrznego-promieniujacego-na-zewnatrz/)
W kontekście tych dwóch cytatów zadajcie sobie pytania: czy joga ma podłoże religijne? Czy katolik ma dążyć do jedności ze światem czy ze Słowem Wcielonym? W czym (Kim) jest moje źródło? Czy dusza jest moim źródłem?
Oceńcie sami. Ja wolę posiedzieć z osobowym Bogiem.
--------------------------
ks. Bartosz Skawiński