|
||
Licznik odwiedzin |
U f, dziś odpust, a ja znów nie zdążyłem się doń właściwie przygotować.Szkoda, bo przecież była okazja - 40-godzinne nabożeństwo, adoracje. Marek nawet namawiał mnie na udział w adoracji dla małżeństw, ale nie zdołaliśmy się spotkać z żoną na czas. Godzina 16. w sobotę okazała się zbyt wczesna. Czekam więc z niecierpliwością na uroczystości odpustowe, tym bardziej, że ma je uświetnić wizyta naszego pasterza arcybiskupa Kazimierza Nycza. Jego do głównego wejścia, po drodze pozdrawiając i błogosławiąc rodzinom z małymi dziećmi. Jak wielu z naszych wcześniejszych dostojnych gości, arcybiskup Kazimierz docenił kameralność naszego kościoła. Cieszył się z tego, że wierni są na wyciągnięcie ręki, że duchownych nie dzielą przestrzenie i bariery prezbiterium, że brak tych 10 m dzielących kapłana od wiernych jest znakiem, że wszyscy jesteśmy jednym kościołem. Nie ma w kościele tych z tej strony ołtarza i tych ekscelencję znałem do tej pory tylko z mediów, dlatego bardzo byłem ciekaw, jaki on jest w bezpośrednim kontakcie. To właśnie ciekawość osoby, która wstąpiła na najwyższe stanowisko w Kościele polskim sprawiła, że spełniłem bez trudności, a nawet z gorliwością życzenie naszego proboszcza, "aby czekać na biskupa, a nie żeby biskup czekał na nas". Widziałem zatem jak szedł w towarzystwie dwóch kapłanów z plebanii do zakrystii, aby przygotować się do Mszy św. Niczym się nie wyróżniał. Szedł skupiony słuchając uważnie słów jednego z księży. Równocześnie z pośpiechem zbiegały się owieczki, te młodsze zatrzymywane przez rząd kolorowych straganów, aby powitać swego pasterza. Nie dał na siebie długo czekać. W procesji przeszedł wokół kościoła od strony zakrystii którzy przychodzą do niego z drugiej strony. Wszyscy przychodzimy do jednego Chrystusa, narodzonego z Maryi Dziewicy, rodzącego się na ołtarzu dzięki konsekracji kapłańskiej.
Dzięki tej bliskości większej wagi nabrały słowa Jego homilii:
- o istocie fundamentów ludzkiej egzystencji, takich jak sumienie i jego kształcenie, wyjaśnionych na przykładzie Matki Najświętszej: To była kwestia wiary i kwestia sumienia. A wiara w Boga, który ma pierwszeństwo we wszystkim, który człowieka prowadzi, bo go miłuje, ta wiara została wyniesiona od rodziców Joachima i Anny. I sumienie, przez które mówi Bóg, jeśli jest dobrze ukształtowane i wychowane to sumienie, jeśli jest rozumiane jako głos Pana Boga w nas, a do tego prowadzą rodzice, ono jest w życiu człowieka tym, co wskazuje, co jest dobre, a co jest złe. Sumienie jest autonomiczne w tym znaczeniu, że jest ostateczną instancją, gdzie człowiek ocenia swoje czyny. Ale nie ostateczną w tym znaczeniu, że niezależną od nikogo. Sumienie jest sędzią naszych czynów, a tak jak każdy dobry sędzia nie rozstrzyga według własnego widzimisię, nie rozstrzyga według prawa, które sam sędzia stanowi, tylko idzie do kodeksu, tak człowiek w swoim sumieniu dobrze ukształtowanym słyszy głos Boga, który jest dany z zewnątrz. Prawda o dobru jest ponad nami i poza nami. Nie my stanowimy kryterium, nie my stanowimy co jest dobre, a co jest złe. Dlatego sumienie każdego z nas, tak jak dobry sędzia, jeżeli ma wątpliwości, jeśli słyszy niedokładnie, to nie powołuje się na dane socjologiczne, że większość tak uważa, tylko idzie do kodeksu, jakim jest dekalog, ł stąd rodzi się odpowiedzialność rodziców i rodziny za to, by wychować człowieka do powiedzenia Bogu "niech mi się stanie", za wychowanie prawego sumienia, które odnosi się do prawdy o dobru, jaką Bóg ustanowił raz na zawsze w przykazaniach. Niech nam katolikom nikt nie wmawia, że my próbujemy ludziom narzucić dekalog. Dekalog jest przedchrześcijański iprzedreligijny, bo zanim Mojżesz otrzymał przykazania na górze Synaj, zostały one zapisane w naturze człowieka. I nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że zabijanie jest rzeczą dobrą, a nie zabijanie złą, że kłamsftvo jest dobre, a mówienie prawdy złe. To jest prawo wcześniejsze niż religia i chrześcijaństwo. Wychowanie do poshiszeństwa Bogu z wiarą, że Bóg chce mojego dobra, że Bóg mnie kocha i tych, którzy jego kochają, prowadzi. Powierza im zadania w świecie wychowania dobrego i prawego sumienia, które nie będzie podatne na współczesne prądy filozoficzne, na współczesne media - to najważniejsze zadania rodziców i wychowawców.
- oraz o szczęściu: Młode pokolenie, które jest wychowywane dzisiaj, jest pierwszym od wojny pokoleniem, które w takim procencie chce się uczyć na poziomie studiów wyższych, które bez kom -pleksów wchodzi w dzisiejszy świat, jest przygotowane informatycznie, językowo, fachowo, ma ogromnie dużo zalet. Jest jednak jedno ale dotyczące fundamentu etycznego. Fundamentu wartości, na których ci młodzi ludzie budują swoje życie. Wołaliśmy strasznie o to, żeby w pojęciu młodych ludzi, a także nas dorosłych, nie postawiono czasem znaku równości między szczęściem a przyjemnością. To są dwie różne rzeczy. Celem życia człowieka jest być szczęśliwym, ale celem życia człowieka nie jest przyjemność na pierwszym miejscu. Żebyśmy nie zrobili takiego przewartościowania, że szczęście stanie się wartością i celem absolutnym z pominięciem dobra. Człowiek tak wychowany i ukształtowany zawsze będzie na pierwszym miejscu stawiał bycie szczęśliwym. Będzie pomiatał dobrem, rezygnował z dobra i w konsekwencji człowiek, który sobie wmówił, albo któremu wmówiono w wychowaniu, że musi być zawsze szczęśliwy, de facto będzie rozpoczynał życie małżeńskie nie będąc do niego przygotowanym. Bo w małżeństwie, w rodzinie, w wychowywaniu dzieci, prawdziwe szczęście, najgłębsze szczęście jest z dobra, jest z trudu ojca, matki, nauczyciela, wychowawcy, ł ta uboczność szczęścia do dobra sprawia, że człowiek jest szczęśliwy, choć jest zmęczony, utrudzony, jeśli ma świadomość, że w rodzinie panuje miłość i braterstwo. Jest zadowolony z tego, że jego trud kilkunastu lat wyraża się w tym, że jego dzieci idą na studia, są otwarte na współczesny świat i na zadania chrześcijan w tym świecie. To wszystko daje człowiekowi głęboką radość, choć jest trudne. Komorowanie w skupieniu słuchali słów homilii i nawet wybuchy petard nie były w stanie odwrócić ich uwagi od kaznodziei. Po mszy powstało małe zamieszanie. Z powodu deszczu, który lał w trakcie mszy, ks. Proboszcz odwołał procesję. Okazało się jednak, że niebo rozpogodziło swe oblicze i ks. Andrzej zaproponował procesję. Ministranci, kapłani i służby liturgiczne w popłochu ustawiali się w szyki, aby zdążyć przed celebransem. Po procesji odbyła się sympatyczna uroczystość poświęcenia tornistrów pierwszoklasistom. Mój chrześniak był między nimi. Mam więc cichą nadzieję, że do jego torby nie dostaną się fałsz i obłuda, lecz prawdziwa wiedza. Za to, za kształtowanie ich sumień i wartości jesteśmy wszyscy odpowiedzialni: rodzice, Kościół i szkoła. -------------------------- Lech Skupiński | |
Copyright 2008-2019 ©
Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.
|