![]() |
||
![]() |
||
Licznik odwiedzin |
Uważny i stały Czytelnik mojej rubryki zapewne zauważył, że dokładnie po dwóch latach wracam uparcie do tematu grabienia. Sam nawet szybko przeczytałem swój dawny tekst "Grabiąc liście, czyli myśli rozsypane", by zabierając się za pisanie tego artykułu nie popełnić autoplagiatu. A łatwo mogłoby do tego dojść, ponieważ okoliczności są bardzo podobne. Jak dwa lata temu jesienią, tak i teraz mamy właśnie powyborczy okres formowania nowego rządu. Znowu popisuje się złota polska jesień, na giełdzie w Nowym Jorku maksymalnie drożeje baryłka ropy (wtedy przyczyną była huraganowa Katrina w Zatoce Meksykańskiej, dziś ponownie niepogoda) i znowu w ogrodzie Lecha przy Filmowej masa nie zgrabionych liści - wiem, wiem, Lechu, przejeżdżałem tamtędy na rowerze, widziałem... lenisz się. Wszystkie te okoliczności sprowokowały mnie do ponownego pisania, co niniejszym czynię. Ale przyznam też uczciwie - tym razem była jeszcze jedna przyczyna, że wróciłem do tematu grabienia w ogrodzie. Dokładniej mówiąc, chodzi mi o grabienie w Ogrodzie.
W jakiś październikowy wtorek w szkolnej stołówce odbyło się zebranie mieszkańców Miasta-Ogrodu Komorowa oraz Granicy. Nie zabroniono wstępu innym mieszkańcom gminy, bo sprawa jest ogólnogminna - dyskusja nad planem zagospodarowania przestrzennego naszej gminy. Kogo nie było, ten niech żałuje. Kwestia zachowania miast-ogrodów w możliwie pierwotnej postaci nabrała od pewnego czasu w Polsce takiego znaczenia, że na szkolną salkę wcisnęli się też dziennikarze z Telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego i z Rzeczpospolitej. Było gorąco momentami, bo Komorowanie nie w ciemię bici i mamić się nie dadzą okrągłymi słówkami. A rzecz z pozoru prosta - co zrobić, by nie zabudowano pól przy Alei Kasztanowej. By nie powstało gigantyczne osiedle, które zakorkuje nam dojazdy do Warszawy, zabierze przestrzeń i poczucie, że mieszkamy poza miastem, prawie na łonie przyrody. Wypowiedzi mieszkańców, w tym obecnych na zebraniu radnych z Osiedla Komorów, były jednoznaczne i jednomyślne. To cieszy.
We wspomnianej już kwestii pól przy Alei Kasztanowej ścierają się dwa poglądy. Oba nawet podobnie stawiają sobie ten sam cel - nie zabudować mieszkaniami wolnej przestrzeni między Ostoją, Komorowem Wsią i pęcickimi stawami. A jak gminna wieść niesie, deweloperzy (czytaj: ziemi spragnieni obrotni kupcy-inwestorzy) już pukają do urzędu. Bo rzecz nie w tym, czyja to aktualnie ziemia - zawsze jest taka cena, za którą posiadacz zbędzie działkę, ale w tym, co wolno na niej robić. Inaczej mówiąc - czy plan zagospodarowania przestrzennego gminy dopuszcza tam zmianę użytkowania i jaką. -------------------------- Wojciech Irmiński | |
Copyright 2008-2019 ©
Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.
|