Łączyć ludzi (2)
Jubileuszowa rozmowa z ks. Mariuszem Zapolskim
nr 1 (79) z 2 II 2008r. /str. 8-9
Ks. Mariusz i jego ministranci - chłopcy w biało-czerwonych strojach - z parafii
Św. Boremeusza na Powązkach w Warszawie po wygranym meczu z ministrantami Komorowa
Jak się spojrzy na stopki pierwszych Magazynów, to można zauważyć, że kolegium redakcyjne szybko się wykruszyło.
Pamiętajmy, że młodzież ma to do siebie, że podejmuje ważne zadania swojego życia osobistego i zawodowego. Takie dzieło musi opierać się na zapaleńcach. Nie musi mieć wielkiej redakcji, ale trzy-cztery osoby, które będą wierne i wytrwają. Które poświęcą swój czas, zdolności i umiejętności i będą w tym stałe. Niezależnie od tego czy pracują, czy studiują, czy zakładają rodziny. Ale gdy młodzi ludzie zakładają rodzinę, to wchodzą w inny etap życia i wtedy trzeba powoływać nowych. Ja jestem pełen podziwu dla obecnych redaktorów MP za to, że próbują szukać swoich następców już w gimnazjum, a nawet w podstawówce. My tego nie zrobiliśmy. Zaczęliśmy od wielkiego zapału kilkunastu osób, potem doszliśmy do stałego składu kilku osób, ale nie pomyśleliśmy o tym, by budować nowe kadry.
Nieocenione zasługi na tym polu ma siostra Joanna.
Widocznie ma charyzmat katechetyczny, połączony ze zrozumieniem i znajomością tematu. Poza tym siostra Joanna, zdaje się, ma bezpośredni kontakt z młodzieżą. W Magazynie wspaniałe było też to, że nikt nikogo nie przesuwał z miejsca na miejsce, ze stanowiska na stanowisko. Każdy pracował dobrowolnie i jeśli stwierdził, że musi się wycofać, to pewnie, że było szkoda, ale znajdował zrozumienie.
Myślę, że od Magazynu nie odchodziło się na zawsze. Osoby, które rezygnowały z systematycznej pracy, były jednak zawsze gotowe nieść pomoc, kiedy tylko je poproszono. W ten sposób społeczność Magazynu stale się powiększała i powiększa się nadal. W ostatnich latach dołączyła do niej grupa wieczemikowa, a to już prawie "pół" Komorowa.
Jak już tak wspominamy, to wróćmy jeszcze do prehistorii. Jako kapłan byłem w Komorowie po raz drugi. Wcześniej, w 1986 r. byłem tu przecież na praktyce. Wtedy też przygotowywałem dzieci do I Komunii Sw. j tak śmiesznie się złożyło, że kilkoro z nich zasiliło później poczet Magazynu. Wyszło tak, jakbym już zawczasu przygotował sobie kadry.
Czy Księdzu nie brak Komorowa?
Komorów to miejsce ekskluzywne i to pod wieloma względami. Nie chodzi tylko o sprawy materialne, ale o ten ogromny potencjał intelektualny. W większości mieszkają tu ludzie wykształceni, którym się nieźle powodzi. Pod tym względem jest to oaza. Także spokoju. Zawsze gdy tu przyjeżdżam, to czuję, że trafiam do innego świata. W Warszawie i innych podwarszawskich miejscowościach panuje nieustanny chaos, harmider, ciągła walka. Komorów nastraja zaś człowieka wielkim pokojem serca i harmonią. Na pewno poprzez miejsce, poprzez lasy, ogrody, przyrodę, poprzez piękno okolicy, przejrzyste powietrze. Ta szczególna aura jest jednocześnie wyzwaniem dla tych, którzy tu mieszkają, bo zawsze to powtarzam: Pan Jezus powiedział, komu więcej dano, od tego więcej wymagać będą. Dlatego komorowskie środowisko musi być nieustannie uaktywniane. Musi odkrywać swoje talenty i je realizować. Nie tylko dla siebie, nie w hermetycznie zamkniętych grupach, kółkach wzajemnej adoracji, lecz tak, aby promieniować na zewnątrz. Skarbów w Komorowie jest naprawdę dużo i za to trzeba dziękować Panu Bogu. Wielka też zasługa ks. Andrzeja Perdzyńskiego, że potrafi spożytkować je dla dobra wspólnoty. Nie ukrywajmy, że jednak wiele jeszcze dobrego może tu się dziać. Wystarczy tylko przypomnieć, że gdy przyszedłem do Komorowa, nie było ani boiska, ani porządnej hali. A teraz proszę. Wspaniałe boiska, hala, hala w Nowej Wsi. Podobno będzie też basen. To wszystko po to, by nas rozwijać. Żyjąc w takich warunkach musimy uważać, żeby nie ulec pysze, żeby się nie wynosić. Tu bardziej niż gdzie indziej trzeba uczyć się pokory, oddania Bogu tego, co mam.
Maj 2006 roku na progu komorowskiej świątyni. Ksiądz Mariusz rozmawia z s. Gabrielą - naszą poprzednią organistką - pamiętającą nie jedną dobrą chwilę MP. Siostra aktywnie sekundowała zarówno narodzinom pisma, jak i powstawaniu kolejnych numerów Magazynu
Zrobiło się bardzo sielankowo. Nie wierzę, że nie było konfliktów w Magazynie.
Ja tam ich nie pamiętam. Na pewno czasami zaiskrzyło między nami. Ale to sprawa osobowości. Komorów jest miejscem silnych osobowości. Proszę zwrócić uwagę: intelektualiści. Nie ma domu, w którym nie byłoby kogoś, kto nie skończył studiów. A intelektualista zawsze wie lepiej. To bogactwo i zarazem niebezpieczeństwo. Bo szatan chce wejść w relacje międzyludzkie i zburzyć istniejącą harmonię. On lubi intelektualistów.
Jego intelektu nie prześcigniemy, ale przecież możemy się modlić.
Właśnie! Przecież redakcja MP wyrosła ze wspólnoty modlitewnej. Myśmy spotykali się wcześniej właśnie na modlitwie. Nie była to ściśle określona formacja. Ponieważ ja sam, nie jestem nigdzie "zrzeszony", to próbuję czerpać z doświadczenia różnych ruchów. Buduję swój własny sposób dotarcia do młodzieży. Ponieważ nie narzucam sztywnych ram, jak ma to miejsce w przypadku formacji, jestem łatwiej akceptowany przez młodych ludzi. Spotykaliśmy się więc w gronie osób, które chciały nawiązać kontakt z Panem Bogiem również poprzez kapłana, poprzez wspólne wypowiadanie modlitw do Boga, poprzez śpiew. W sposób naturalny pojawiła się myśl, że skoro razem się modlimy, to razem twórzmy jej owoc. Tym owocem stała się nasza praca przy Magazynie. Magazyn ciągle się rozwija, co świadczy o tym, że jest to dzieło Boże, dzieło zbudowane na trwałych fundamentach modlitwy.
Pamiętam nasze dyskusje dotyczące wiary podczas spotkań redakcyjnych. Zaskoczył mnie stopień dojrzałości duchowej wiele ode mnie młodszych koleżanek. Widziałem, że ich duch mnie przerasta. To mnie stymulowało do poszukiwań.
Myślę, że warto sobie w tym miejscu uświadomić prawdę, która wynika z naszej rozmowy. Osoby, które tworzyły Magazyn, wyszły z bardzo dobrych rodzin, gdzie zostały pięknie uformowane w sposób i naturalny ludzki, i chrześcijański. Bo ja zawsze twierdzę, że na początku musimy być dobrym człowiekiem, potem dobrym chrześcijaninem, a na końcu dobrym inżynierem, aktorem, kapłanem. I taki jest Komorów, gdzie w większości mieszkają ludzie uformowani przez najważniejsze środowisko, jakim jest rodzina, wychowani w duchu religijnym, patriotycznym. Na takiej bazie łatwiej wydobyć z siebie talenty, którymi można się podzielić z radością. Ja cały czas podziwiam komorowską młodzież, która już przecież weszła w dojrzałe życie i która nie tylko nie zatraciła swojej religijności, ale ją rozwija. Oni należą do wspólnot adoracji, przyjeżdżają po nocy do kościoła św. Józefa na ul. Deotymy na godzinne nieustające adoracje, pracują z młodzieżą, harcerzami, z dziećmi, po prostu żyją. Jestem wdzięczny Komorowowi za tych ludzi, którzy pokazali mi, jak można pięknie żyć. Często rozmawiałem z rodzicami tej młodzieży, ich dziadkami. To są wspaniali ludzie od pokoleń. Być może to właśnie jest tajemnicą Komorowa, że tak łatwo tu można się odnaleźć i czuć się wśród przyjaciół. Jeśli chodzi o otwartość Komorowa, to duża w tym zasługa księdza kanonika Kozłowskiego, ksiądz Andrzej teraz ją rozwija. Myślę, że ludzie zdają sobie z tego sprawę i dziękują za swoich kapłanów, proboszczów, którzy umieją integrować środowisko przy kościele, przy Panu Bogu.
Na pożegnanie jeszcze krótka rozmowa z obu drużynami, a po niej modlitwa
i z żalem, ale trzeba wracać do Warszawy
Tak, czasem bawimy się jak dzieci. I nie wiem, czy wtedy ks. Proboszcz jest z nas zadowolony.
Ja widzę w dorosłej młodzieży MP takie dziecięctwo Boże. To jest trudna rzecz, żeby będąc człowiekiem dorosłym, być dzieckiem Bożym. Człowiek często się zastanawia, jak można połączyć te wykluczające się światy. A właśnie w aktywności, mądrości, pobożności ludzi, z którymi tworzyłem MP, widzę bycie prawdziwym dzieckiem Bożym, niezależnie na jakim etapie życia oni byli. Czy w szkole, czy potem na studiach, czy teraz w życiu dorosłym, zawodowym, rodzinnym pozostali dziećmi Boga. I to jest piękne.
To piękna puenta. Chciałbym jeszcze prosić tylko słówko o dzisiejszym M P.
Moja mama czyta od deski do deski. Nie wszystkie numery do mnie i do niej docierają. Myślę, że MP jest piękny, bogaty i taki ...
Profesjonalny?
Profesjonalny to on był chyba od początku. Nie chciałbym, żeby poczytano to za przejaw pychy. Wierzę, że w tym dziele od pierwszego numeru obecny był Duch Sw. On tworzył to pismo, a On jest profesjonalistą w każdym calu. Myślę, że dzisiejszy Magazyn jest owocem wspaniałego dziennikarstwa pod każdym względem. Zarówno składu, jak i grafiki oraz samej organizacji pracy. Czytelnicy to widzą i szanują bardzo. Zmienił się profil pisma. Na tym polega dojrzewanie. Na etapie tworzenia Magazynu potrzebny był młodzieńczy zapał, teraz potrzeba więcej ciężkiej pracy i dziennikarskiego profesjonalizmu.
A czego Ksiądz życzyłby obecnej i następnym redakcjom MP?
Żeby wykorzystywać w pełni ludzkie właściwości tak, aby tworzyć harmonię wśród tych, którzy piszą, tworzą i czytają.
Bóg zapłać!
--------------------------
Lech Skupiński