O zmiennym kształcie
I tak Bóg stworzył świat..., czyli okiem geologa
- MP nr 2 (87) z 5 IV 2009r. /str. 31
Za grzech zaniechania poczytuję sobie fakt, że zbyt rzadko zaglądam do Biblii. Wielu spowiedników nakłaniało mnie do częstszej lektury Pisma, ale zawsze jakoś tak nędzna ludzka słabość gnała na boki - a to inne książki, a to gazety, telewizja. Dawniej chyba łatwiej było człowiekowi znaleźć czas na pogłębianie wiedzy o Bogu. Nie usprawiedliwiam się bynajmniej. Żałuję.
Niedawna konferencja naukowa na temat darwinizmu oraz stosunku Kościoła do nauk przyrodniczych w kontekście teorii ewolucji, która miała miejsce w Watykanie, uzmysłowiła mi po raz kolejny, jak wiele jest jeszcze do zrobienia, by wyjaśniać, na czym polega "palec Boży"
w przemianach i historii Ziemi, rozwoju flory i fauny, pojawieniu się człowieka, ewolucji gatunków, wymieraniu itp. Dawno temu, jeszcze studiując, a już trochę pracując na uczelni w muzeum przyrodniczym, miałem do czynienia z dużą liczbą zwiedzających. Od przedszkolaków do emerytów, poprzez klasy szkolne i grupy studentów innych wydziałów przyrodniczych. Do każdego dotrzeć z właściwą argumentacją, wczuć się w jego tok myślenia, wbudować w wyobraźnię - to była nie lada sztuka i wyzwanie. Szczególnie młodzież, która przychodziła na specjalne prelekcje o geologii, miała chęć się posprzeczać - padały czasem argumenty brane żywcem z lekcji religii - "przecież w Biblii napisano, że Bóg stworzył Niebo i Ziemię w tempie iście ekspresowym, a pan opowiada, że to trwało miliony, miliony lat. Czy prawda leży po środku?" Nie! Tym razem prawda nie jest średnią ważoną ani geometryczną. Prawda jest u Boga. Biblię pisali natchnieni przez Słowo Boże ludzie, ale pisali ją dla ludzi. Najczęściej dla ludzi prostych, żyjących blisko przyrody, codziennie zmagających się z trudnościami życia. Od zawsze kierował ludźmi cykl dnia i nocy, cykl pory suchej i deszczowej, cykl pływów morza i wiatrów, które umożliwiały bezpieczne powroty do domu, cykl przychodzenia na świat młodych owiec. Prosto pojmowali świat. Ale były i umysły bardziej dociekliwe.
Mędrcy, pustelnicy, filozofowie, starożytni kapłani, mnisi - generalnie ci, którzy mniej wagi przywiązywali do kłopotów dnia powszedniego - dostrzegali inne, bardziej zawiłe cykle i zjawiska przyrodnicze. Po zaobserwowaniu reguł rządzących zaćmieniami odkryto, że w Kosmosie wszystko krąży w swoich cyklach. Nawet w Biblii opisana gwiazda betlejemska była kometą, a potem dzięki poznaniu cykliczności jej odwiedzin w tej strefie naszej galaktyki dało się potwierdzić, że rzeczywiście w czasie narodzin Jezusa takie zjawisko astronomiczne musiało mieć miejsce i wskazało drogę mędrcom ze Wschodu.
Minęło wiele lat, ale w sensie geologicznym był to króciutki błysk, gdy pojawił się Alfred Wegener z teorią ruchu kontynentów.
Idea ta, przez lata dopracowywana, potwierdzona licznymi odkryciami w głębiach oceanicznych, na co pozwoliła dopiero technika batyskafów, kamer oraz pomiarów z udziałem sztucznych satelitów Ziemi, zyskiwała zwolenników, ale byli i przeciwnicy. Tak zwykle dzieje się przy wprowadzaniu nowinek i idei burzących dotychczasowy obraz.
Czego za życia ludzkiego nie możemy dobrze zaobserwować, dowiadujemy się z historii "zapisanych" w kamieniu.
Skały, nawet te grube i najtwardsze pękają, torując drogę młodym wylewnym skałom głębinowym, które niekiedy gwałtownie i dynamicznie w wulkanach i podmorskich ryftach, dają znać o wielkiej sile drzemiącej pod skorupą ziemską. Młode bazalty wypływają tam, gdzie tworzy się szczelina, bo przyroda nie znosi pustki i próżni. Nowa i elastyczna płyta oceaniczna tworzy się i przesuwa bardzo, bardzo wolno. Przemieszczają się i wielkie fragmenty lądów - ogromne kry kontynentalne suną, rozłamują się i zderzają, zgniatając przy tym miękkie osady morskie, fałdując je i wyciskając w postaci ogromnych pasm górskich, jak choćby najmłodsze Himalaje, Andy czy Alpy. Są też miejsca, gdzie elastyczna, zaledwie kilkunastokilometrowej grubości skorupa oceaniczna podsuwa się pod kontynent i niknąć w głębiach Ziemi topi się z wydzieleniem młodej, silnie zgazowanej magmy. Tak powstają wulkaniczne łuki wysp na Pacyfiku sąsiadujące z niesamowitymi rowami oceanicznymi, które są śladem tzw. stref subdukcji. Ten ruch skorup wywołany oddolnym działaniem strumieni w płaszczu ziemskim zmienia kształty lądów i oceanów. Dryf kontynentalny spowodował najbardziej istotne zmiany w ewolucji życia na naszej planecie, np. odcięta Australia zachowała zupełnie odmienny skład gatunkowy w faunie i florze, podobnie Madagaskar, oderwany "przed chwilą" od "matki" Afryki.
Tworzenie się lodowców w strefach biegunów wpłynęło już na życie pierwotnych ludzi, na ich migrację za uciekającym pożywieniem, na umiejętność i potrzebę dogadywania się w dużej grupie, by skutecznie zapolować, by się ogrzać i ochronić przed niebezpieczeństwem.
I tak trwa do dziś - kształty powierzchni, po której stąpamy, nieuchronnie się zmieniają, a my musimy się dogadywać - inaczej czeka nas los Homo sapiens neandertalensis, który - jak dowiodły badania - miast ludzkiej mowy wymachiwał maczugą, a wydawał z siebie tylko gardłowe pomruki i wrzaski.
--------------------------
Wojciech Irmiński