Parafia Rzymskokatolicka Narodzienia NMP w Komorowie


Przejdź do spisu treści. MP nr 123

Jestem cały w rękach Boga i dobrze mi z tym

nr 6 (123) z XII 2014 r. /str. 19-21



Jestem cały w rękach Boga i dobrze mi z tym



O powołaniu z dalekiego Kamerunu, świątecznych zwyczajach i o modlitwie rozmawiamy z księdzem Charlesem Vianneyem Tanke.

Kiedy my zasiadać będziemy do wigilijnej kolacji, do takiej samej kolacji w dalekim Kamerunie zasiądzie rodzina księdza Karola. W Yokadoumie, jego rodzinnym mieście, jak co roku kobiety nakryją stół pięknym obrusem w afrykańskie wzory, wszyscy założą odświętne ubrania, a najważniejsza osoba w rodzie złoży życzenia. Będzie wspominać mijający rok i to, co się w nim wydarzyło. Te dobre i te złe momenty. Te miłe, wesołe, ale i te trudne. Swoim autorytetem nakłoni do zgody tych z członków wielkiej rodziny, którzy są ze sobą skłóceni. Powie stanowczo - pogódźcie się teraz i wybaczcie sobie. I tak się musi stać. Potem będzie świąteczne jedzenie, radość z dzielenia się, dziękowanie Bogu za wszystko i prośba o Boże błogosławieństwo. I będą prezenty dla dzieci pod ustrojonym kolorowymi ozdobami drzewkiem zwanym z francuska sapin. Ale ksiądz Karol w tym roku nie zasiądzie z nimi do wigilijnej kolacji. To będą kolejne święta spędzone w Polsce.
- Jak to się stało, że z dalekiego Kamerunu trafił ksiądz do naszego kraju, do Komorowa? - pytam od razu, bo jak wszyscy jestem ciekawa, skąd jest ten ksiądz Karol, który od kilku tygodni odprawia niedzielne msze i zasiada w konfesjonale.
- Pewnie takiego scenariusza na swoje życie nigdy bym nie przewidział - uśmiecha się życzliwie, kiedy już w parafialnej kancelarii znajdziemy krótką chwilę na rozmowę. Jest pierwszy piątek miesiąca i zaraz zaczyna się spowiedź. - Piszę doktorat i studiuję na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego - odpowiada na moją ciekawość.
- Po trzech latach studiów w Seminarium Duchownym w Bertoua w Kamerunie szykowałem się na roczną praktykę gdzieś na parafii, bo taki jest u nas zwyczaj. Zbliżały się wakacje, przyjechałem do domu i nie zdążyłem się jeszcze rozpakować, kiedy przyjechał kolega na rowerze i od progu wołał: Biskup cię szuka! "Co się stało, że mnie małego skromnego człowieka szuka sam biskup"zastanawiałem się. Byłem trochę przestraszony, ale pojechałem. A biskup, ksiądz Eugeniusz Juretzko, powiedział: Szykuj się na dalsze studia w Polsce, a rok potrzebnej praktyki, to będzie rok nauki języka polskiego, który odbędziesz w Częstochowie.
Wyjazd do Polski - łatwo powiedzieć. Biskup mnie pocieszał: Nie martw się, będzie ci dobrze. Polska to przecież kraj papieża Jana Pawła II.
I tak się stało. Po rocznej nauce języka zostałem skierowany do Seminarium w łomży i tam pomagałem w pracy w parafii i studiowałem. W maju w 2006 roku otrzymałem święcenia diakonatu w łomży, a rok później święcenia kapłańskie w Kamerunie.
- Kiedy u nas ściśnie mróz, a może w święta spadnie śnieg, jaka pogoda będzie w Kamerunie?
- Kamerun to kraj, który leży w Zachodniej Afryce, nad Oceanem Atlantyckim. Jest piękny. Zielone tropikalne dżungle, pełne kolorowych ptaków, papug, motyli, ale i owadów, pająków, i węży. Wszędzie rosną palmy, drzewa bananowe, są sosny, ogromne sekwoje. Uprawia się kawę, kakao, banany. Z okien mojego rodzinnego domu widać czarne wulkaniczne góry i wzgórza. Najwyższy szczyt nazywa się Mount Kamerun i ma 4070 m. Nad Oceanem Atlantyckim są piękne piaszczyste plaże. Kamerun jest znany też i z tego, że jako jedyny kraj afrykański dotarł do ćwierćfinałów Mistrzostw świata w piłce nożnej. Grudzień i styczeń to przyjemna pora. W niektórych miejscach temperatura spada nawet do 18 stopni, ale przez resztę roku średnia temperatura wynosi 30 stopni. Bywa, że w Boże Narodzenie jest całkiem chłodno.
- Jakie były pierwsze wrażenia księdza po przylocie do naszego kraju. Było zimno?
- Początki w Polsce nie były łatwe. Miałem 23 lata, kiedy 27 września 2002 roku wylądowałem na lotnisku Balice w Krakowie. Pamiętam dobrze ten dzień. Z Kamerunu wyleciałem w garniturze i w koloratce, a w Krakowie było tego dnia 15 stopni. Byłem zziębnięty, dodatkowo czułem się zagubiony, bo osoba, która miała po mnie przyjechać, pomyliła dni. Siedziałem więc i patrzyłem na niebo, że takie pochmurne, na odległe, szare pola za oknem, na ludzi, którzy inaczej niż u nas, bardzo się dokądś spieszyli. Czekałem i myślałem: "Panie Boże, przyprowadziłeś mnie tu, do tego zimnego kraju i co dalej? Jaki Ty masz dla mnie plan...? I wtedy przypominałem sobie sytuację, kiedy już wcześniej zadawałem Panu Bogu podobne pytanie: i co dalej...?

Panie Boże... i co dalej?

- To było w dniu mojego chrztu w 1990 roku. Miałem wtedy 12 lat. Po raz pierwszy też przyjąłem świadomie komunię świętą. Dlaczego tak późno zostałem ochrzczony? Nie wiem do dziś. Nikt w rodzinie nie umiał mi powiedzieć, dlaczego tak długo odkładali ten moment. Moje rodzeństwo - siostra, bracia - wszyscy byli chrzczeni zaraz po urodzeniu. Dlaczego z moim chrztem rodzice tak długo czekali? Może już wtedy ojciec był chory? Był lekarzem chirurgiem i umarł, gdy miałem 5 lat. Przyjąłem chrzest świadomie i był to dla mnie bardzo ważny dzień. Czy to przypadek, że miejscowy ksiądz wybrał mnie, abym tego dnia w procesji z darami niósł kielich mszalny? Nie wiem. Czułem tego dnia żywą obecność Jezusa obok siebie. To było prawdziwe święto dla mnie.
Zjechała się do nas z tej okazji cała wielka rodzina. Mój dziadek miał jeszcze kilka żon, więc mam dużo wujków i kuzynów. Było bardzo dużo dobrego jedzenia - kury, kurczaki pieczone na różne sposoby, mięso antylopy, kuskus, mięsa w sosie, makarony, maniok, owoce, sałatki. Była moja ulubiona potrawa koko, czyli gotowane warzywa z sosem arachidowym z kuskusem, wspaniale doprawione. I była radość z bycia razem, radość, że można się dzielić jedzeniem. To jest ten największy sens tego dnia i rodzinnego spotkania.
Ale przez cały ten dzień męczyło mnie pytanie - "No dobrze, ale... co dalej, co dalej Panie Boże?"Nie mogłem się od tego pytania uwolnić, tkwiło jak cierń i domagało się odpowiedzi, jakiegoś postanowienia. Może to już tego dnia Jezus pukał do mojego serca?
Bo znów sam siebie pytam, czy to przypadek, że kilkanaście lat później, 29 czerwca 2007 roku, na swój obrazek prymicyjny wybrałem werset z Psalmu 116, 12-13 "Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył? Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pana". Może już w dniu chrztu Jezus przeznaczył dla mnie ten kielich mszalny? I to On stawiał mi pytanie: Co dalej? I czekał na odpowiedź.

Tajemnice różańca i modlitwa w milczeniu

Dalej nastało dość biedne życie nastolatka. Szkoła, gimnazjum. Mama pracowała jako położna, była bardzo zajęta, często mieszkałem u babci. Lubiłem się przyglądać babci, kiedy się modliła. Kiedy odmawiała różaniec, milczała jak kamień. Próbowałem do niej zagadywać, trącałem ją, mówiłem do niej: Babciu no powiedz coś, no powiedz, czemu tak milczysz?, a babcia milczała i przesuwała brązowe koraliki. Zrozumiałem ją dopiero wtedy, kiedy dostałem swój różaniec i kiedy sam zacząłem odkrywać jego tajemnice. Do dziś różaniec i Psalmy są moimi ulubionymi formami modlitwy. Czuję radość w tajemnicach radosnych, czuję smutek Maryi w tajemnicach bolesnych. To piękna modlitwa i święty czas, który człowiek spędza z różańcem. Oddaję Maryi to wszystko, co w tym czasie przeżywam, wszystkie problemy, troski. I nie martwię się, że myśli od modlitwy uciekają. Maryja to przecież Matka, Ona wie, że człowiek jest słaby, nie zawsze może w skupieniu wytrwać cały różaniec. To po ludzku prawie niemożliwe, tylko święci tak mogą. W różańcu same słowa są święte i powtarzanie ich przemienia człowieka.
Lubię różaniec. To modlitwa bardzo skuteczna. Uczy cnoty cierpliwości. Bo żeby cały różaniec odmówić, trzeba mieć dużo cierpliwości. To jest prawdziwa szkoła cierpliwości. Są ludzie, którzy nie mogą odmówić całego różańca. To modlitwa, która egzorcyzmuje człowieka, oczyszcza już samo powtarzanie tych świętych słów "Zdrowaś Maryja". To wyjątkowa modlitwa. Człowiek doświadcza granicy swojej słabości i uświadamia sobie, że modli się dzięki łasce Bożej. Nawet te rozproszenia i brak skupienia na modlitwie trzeba ofiarować Bogu. Nie przestawajcie się modlić - mówi św. Paweł. Nawet wtedy, kiedy jesteśmy zmęczeni, słabi, bezradni, modlitwa w takiej chwili ma wielką moc, bo przełamujemy własną słabość i ofiarowujemy tę niemoc Bogu. A On ją przyjmuje i obdarowuje nas dobrem. Czasami jest tak, że modlitwa przychodzi łatwo, niesie nas do Boga, a czasami cierpimy, jesteśmy zmęczeni, zniechęceni, nic nam się nie chce. Przychodzi pokusa odpuszczenia modlitwy. Ale módlmy się. Nasze życie duchowe jest takim falowaniem między pocieszeniem a strapieniem. Najważniejsza jest wytrwałość. W niej się Bogu podobamy. święty Wincenty a'Paulo mówi, że właśnie taki człowiek bezradny i zmęczony szczególnie podoba się Bogu. Warto być też wytrwałym w modlitwie. Mogę opowiedzieć świadectwo z mojej pracy, jak skuteczna jest modlitwa. Kolega mieszkający we Francji stracił żonę i wpadł w depresję. Chodził do psychiatry, brał leki, cierpiał bardzo... Dzwonił do mnie z pytaniem: Co mam robić?. Nauczyłem go modlitwy różańcowej. Uwierzył mi. Zaczął odmawiać różaniec. Robi to do dziś codziennie i śpi z różańcem w ręku. I od pewnego czasu nie bierze leków, czuje się dobrze, aż psychiatra nie może uwierzyć, co takiego się stało, że bez leków powrócił do równowagi, do zdrowia, do życia. Taka jest moc modlitwy różańcowej. Moja droga do kapłaństwa to też jest działanie różańca odmawianego przez babcię. Omadlała całą rodzinę i jako jedyna modliła się, żebym był księdzem. I doczekała tego dnia. I mając 87 lat, przyjechała do Polski na moje święcenia. A w trzy miesiące później umarła. Tylko ona z rodziny przyjechała. Mama umarła, jak miałem 17 lat. Ciężko mi się żyło bez rodziców. Ale Bóg postawił na mojej drodze wspaniałego, mądrego człowieka, polskiego biskupa Eugeniusza Juretzko, który od 40 lat pracuje w Kamerunie. Udzielał mi pierwszych święceń w Yokadoumie i wysłał na studia do Polski, do kraju papieża Jana Pawła II. Ten wspaniały kapłan przyjechał też na moje święcenia do Łomży.

Chciałbym być księdzem, ale mnie na to nie stać

W szkole podstawowej chodziłem na religię, ale dopiero w gimnazjum odkryła przed nami Boga katechetka, siostra misjonarka z Francji - Marie Claude. Ona obudziła w nas ciekawość Boga, potrzebę Boga - szukania Go, odczytywania, co do nas mówi przez Słowo, inne osoby, co mówi przez konkretne wydarzenia w naszym życiu. Miała niezwykły autorytet, wręcz charyzmat.
Prowadziła lekcje religii. Wszyscy na nie uczęszczaliśmy. Interesowała się naszym losem, naszą przyszłością. Pewnego razu poprosiła każdego z nas, byśmy napisali na kartce, kim chcemy zostać. Ja napisałem: "chciałbym być księdzem, ale mnie na to nie stać". W Kamerunie nauka jest płatna, nie każdego stać na studia, a zwłaszcza sierotę, bo taty już nie miałem.
Wiadomość, że chcę zostać księdzem, była prawdziwym szokiem dla mojej mamy. Normalna droga dla młodego człowieka to ukończenie szkoły, zdobycie zawodu, założenie rodziny... I takiego życia chciała dla mnie moja mama. To, że chcę iść do seminarium, było to szokiem również dla mojej siostry i dla moich braci. Jestem pierwszym księdzem w mojej rodzinie.

Błogosław duszo moja Pana, czyli modlitwa Psalmami

W domu nie mieliśmy Biblii, mimo że rodzice byli katolikami. Ale Biblia przyszła do mnie sama. Zapukała do drzwi. Chłopak z sąsiedniej ulicy przyszedł i powiedział: Mam Biblię i ty ją kupisz. Byłem zaskoczony, ale ponieważ nie chciał drogo, kupiłem tę pierwszą w życiu Biblię. I zacząłem czytać. Czytałem po kawałku, raz i drugi, i trzeci, bo nie rozumiałem. I pytałem się: "Panie Boże, co Ty chcesz mi przez to powiedzieć?". I rozmyślałem, co te słowa mogły dla mnie znaczyć. Bo z lekcji religii wiedziałem, że Bóg mówi do człowieka na różne sposoby. Przez słowo, przez drugiego człowieka, przez wydarzenie. I nawet nie wiedziałem, że to wielokrotne czytanie i rozmyślanie było prawdziwą lectio divina, że było czytanie, medytacja i kontemplowanie słowa. Przyszło to tak naturalnie. Dużo łatwiej czytało mi się Psalmy. One mnie niosły, śpiewały. Do dziś modlę się Psalmami z radością. Jako dziecko kupiłem sobie taką książeczkę z Psalmami ułożonymi chronologicznie... od niedzieli do soboty. I tak się modliłem. Doświadczam w Psalmach żywej obecności Boga. Psalmy pokazują Jego obraz - że jest miłosierny, że jest dobry, że jest troskliwy i dba o nas jak najlepszy pasterz o owce, jak w Psalmie 23: "Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie...".


I lubię bardzo kantyk: "Trzej młodzieńcy w piecu ognistym wielbili Boga, śpiewając...".
Modlitwa prowadzi z myśli do serca, a z serca do życia i do jego przemiany. Są to żywe, przemieniające Słowa samego Boga.

Czy ta modlitwa jest w stanie zawsze przemienić nasze życie? życie naszych bliskich?

Czasami jest tak, że człowiek, o którego przemianę się modlimy, nie chce przemiany. A tymczasem owoce nawrócenia powinny być przykładem dla innych. Bóg nie złamie sam wolności człowieka. Bóg obdarowuje każdego swoją wielką miłością i czeka na tą jedną naszą myśl, żeby człowiek z głębokości serca zawołał: Boże, pomóż mi, sam nie dam rady. żyję w grzechu, ale nie chcę takiego życia. Jeżeli chcesz, przemień je, bo ja nie jestem w stanie, nie wiem jak... Wtedy Bóg znajdzie drogę do jego serca.

Jezus robi ze mną co chce i to jest wspaniałe

Codziennie uwielbiajmy Boga. Dziękujmy Mu. A potem prośmy. Taka powinna być kolejność na modlitwie. Dziękujmy za wszystko! Ja sam, nawet kiedy jestem smutny, kiedy cierpię, również wtedy dziękuję. Wiem, że człowiek nie może się zasłużyć Panu Bogu i nie mam co czekać, aż będę miał dziękować za coś wyjątkowego, bo tak naprawdę nic nie jest moją zasługą. Sam z siebie mogę tylko grzeszyć. Dlatego dla mnie modlitwa to dziękowanie. Dziękowanie jest pierwsze. I wdzięczność. I uwielbienie.
Mówię Bogu: Uwielbiam Cię, Ojcze, bo jesteś dobry. Bo dałeś mi taką drogę życia. Bo za chwilę będę sprawował świętą Eucharystię. Bo jestem w Komorowie. Bo zbliża się Twoje Boże Narodzenie i nie będę w te święta sam. Bo cały jestem w Twoich rękach i dobrze mi z tym.
I dziś nie pytam już Boga, co dalej. Jezus robi ze mną, co chce. Wiem, że ma dla mnie swój plan, a ja jestem Mu posłuszny.

--------------------------

Rozmawiała
Urszula Imienińska


A na koniec chciałbym wszystkim mieszkańcom Komorowa życzyć ufności w wierze, cierpliwości, dużo dobra, Bożych łask i Bożego Błogosławieństwa na 2015 rok.
Z kapłańskim błogosławieństwem,
ks. Charles Vianney Tanke



Copyright 2008-2019 ©   Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.