|
||
Licznik odwiedzin |
Objąć Świętego Jakuba (3)Jak pielgrzymowałam do Santiago de CompostelaMP nr 2 (100) z 21 IV 2011r. /str. 16-20Do Composteli wybrałam się 2 września 2010 roku, w Roku Świętym, Roku Łaski od Pana, szlakiem portugalskim zwanym "Camino Portuges". Nie jest łatwo podjąć decyzję o takiej wyprawie. Pielgrzymować to coś więcej niż iść. Już samo pakowanie plecaka to trudna lekcja odrzucania tego, co zbędne. I kolejne wyrzeczenia, kiedy w drodze trzeba zmagać się z bólem, słońcem, pragnieniem, zmęczeniem, niewygodami, bąblami na nogach.
Po kilkunastu dniach wędrówki przez Portugalię przekroczyłam granicę z Hiszpanią.
Etap ósmy - Valenca - Tui - Redondela 33, 7 km Tu zaczyna się wyścigSchronisko w Valency. Jest jeszcze ciemno, kiedy w schronisku zaczynają migotać założone na czoło małe latarki o ostrym świetle, szeleszczą pakowane woreczki. Jest 3, może 4 godzina. Na granatowym niebie migocą jeszcze gwiazdy, kiedy na trasę wyruszają pierwsi pielgrzymi. Wieczorem wszyscy długo studiujemy mapę, by w nocy nie zgubić drogi. To już taki codzienny rytuał. Z Valency do Tui droga jest prosta. Jest zielono, chłodno, rześko. Wrażenie robi żelazny most na rzece. Jest wydzielony pas dla pieszych, ale tu ż obok śmigają samochody. Zaczyna świtać. Potężne twierdze katedry w Tui oglądamy przy wschodzącym słońcu. Z chwili na chwilę gęstnieje ruch na drodze. Na trasie co i rusz mijają nas rowerzyści, śmigają z góry i krzyczą z daleka: Bueno! Bueno camino! Mijają nas rozśpiewane grupy Hiszpanów, wycieczki szkolne i całe rodziny. Na łączce przy moście Ponte das Febres jest krzyż świętego Telmo. Tradycja nakazuje zatrzymać się tu i chociaż przez chwilę zadumać nad przemijaniem. Grupka Hiszpanów wzruszająco śpiewa na głosy pieśń o s. Telmo. Mijamy się z tą grupą od Tui. Pozdrawiają. Zapraszają do wspólnego śpiewania "Frere Jacque", czyli znanego nam "Panie Janie". Kilkanaście minut wspólnego śpiewania i za chwilę już wszyscy się śpieszą. Tłok spowodowany jest faktem, że rok 2010 to Rok Święty. 2010 - Rok Święty, Rok Wielkiego Przebaczenia
Rok Święty jest wtedy, kiedy dzień św. Jakuba - 25 lipca - przypada w niedzielę.
Rok Święty to przede wszystkim uzyskanie odpustu zupełnego, to znaczy całkowitego darowania kary doczesnej za popełnione grzechy.
Musi temu towarzyszyć uczestnictwo w sakramencie pojednania i Eucharystii.
To wielki czas łaski, czas przebaczenia i - jak mówi tradycja - "czas wielkiego odpuszczenia".
Poligono industrialeKolejny odcinek musimy pokonać w południowym słońcu. Poligono industriale. Strefa przemysłowa. Ponad 10 kilometrów asfaltową szosą w otwartym słońcu. Jakże się to różni od winnych tuneli, eukaliptusowych lasów, leśnych ścieżek. Upał, upał, żar z nieba i ani grama cienia. Przedmieścia Porrino. Hiszpanie postanowili pokazać nie tylko to piękne krajobrazowe oblicze, ale i zademonstrować część przemysłową. Mija druga godzina wędrówki przez środek strefy przemysłowej. Hale, przetwórnie, składy, zakłady wytwórcze. Fabryka dżemów, opon, tektur, kolejne magazyny. Parzy asfalt, nie ma czym oddychać. Śmierdzi. Czuję się jak w piecu. W termosie zostało tylko kilka łyków wody, które zostawiam na później. Męka. Nie ma się gdzie zatrzymać. Wyziewy z kolejnych przetwórni konserw, zakładów owocowo warzywnych, kolejne hale i magazyny. Ani śladu człowieka, tylko ogromne tiry wciąż wtaczają się w bramy. Ja idę szybko, Olga wolno. Nic nie mówimy, a w powietrzu wisi pretensja. Jeszcze tylko tego nam brakuje. Zmęczone upałem, oślepione słońcem, jak na złość nie znajdujemy schroniska w Porrino. Nie zauważyłyśmy strzałki kierującej do albergi. Kolejne spanie jest 6 kilometrów dalej, w Mos. Zawrócić i szukać strzałek? Iść dalej? Postanawiamy, że idziemy dalej. W małej budce na przystanku autobusowym, w minimalnym cieniu wiaty robimy godzinny postój. Zdejmujemy plecaki, buty, przebieramy przepocone podkoszulki. Obok jest źródełko, można pić do woli. Ze zmęczenia nie czujemy już ani głodu, ani złości. Alberga w Mos, za 5 euro. Klucz w sklepiku naprzeciwko. Jego właściciel zostawił dla nas - pielgrzymów - chleb, mleko, ser, jogurty. Cały wieczór moczę stopy, na przemian w zimnej i gorącej wodzie. Odnowiły się bąble, znowu igła i nitka na pomoc. Igłą przekłuć, nitkę zostawić. Bolą mnie pięty i plecy. Siedzimy z Olgą i milczymy, podobnie jak i inni pielgrzymi. Drzemią na łóżkach bez słowa. Nie chce nam się rozmawiać. Mam ochotę na dłuższy odpoczynek. Niestety w alberdze można zostać tylko jedną noc i trzeba wyjść nie później ni ż o godzinie 9.00. Tak jest we wszystkich schroniskach. Dłużej zostać można tylko w pensao - prywatnych hotelikach, których wiele wzdłuż trasy, ale i ceny są kilkakrotnie wyższe. Rano długo wmasowuję w stopy wazelinę, poraniony paznokieć i bąble chronię plastrem, który zaofiarowała mi Olga. Ja ratuję jej otarcia maścią antybiotykową. Wkładam podwójne skarpety. Dobrze, że mam buty o dwa numery większe. Z trudem unoszę plecak na ramiona. Ciężki jak kamień. Etap dziewiąty - Mos - Redondela 10, 2 km Niepotrzebne bogactwoZ Mos do najbliższego miasteczka Redondela jest tylko 10 kilometrów. Chociaż jest dopiero południe, dziś już dalej nie idziemy. Po wczorajszym wysiłku mamy dość. W schronisku Casa de Torre - starej średniowiecznej wieży w centrum miasta, jesteśmy pierwsze i dużo przed czasem. Alberga będzie otwarta o 15.00. Zostawiamy plecaki na łasce Bożej pod schroniskiem i idziemy zrobić zakupy. W małej kafejce pijemy pyszną aromatyczną kawę, a właściciel częstuje nas domowym ciastem. Jest dobrze. Plecaki? Nie mamy ochoty się martwić. Tuż za nami ustawiło swoje plecaki małżeństwo z Kanady. Duże, nowoczesne plecaki wypakowane aż po komin. Josefina płacze i śmieje się na przemian, kiedy opowiada skąd taka ilość bagażu: - Pakowałam i pakowałam. Wszystko wydawało mi się potrzebne. I mleczko do demakijażu, i krem przeciwsłoneczny, i balsam do ciała, i szampon do włosów, odżywka i płyn do kąpieli, i krem do masażu, suszarka do włosów, lokówka i ubrania na zmianę, sandały, pantofle, kapelusze od słońca... Wyciąga po kolei niepotrzebne bogactwo i pakuje do oddzielnego worka. Przeszła tylko jeden odcinek z Porfino do Redondeli i ma dość. Z tego pół drogi do Redondeli dojechała z mężem taksówką. Część bagażu odeśle dziś do Santiago pocztą, korzystając z usługi "Pakiet Pielgrzyma". Sama wróci do Porrino, by przejść jeszcze raz ten sam odcinek na piechotę. Jak pielgrzymka, to pielgrzymka. Z Josefiną i Antonim spotkamy się dopiero w Santiago. Życzymy sobie tradycyjnie Bueno camino! Wieczorem idziemy na mszę do kościoła świętego Jakuba. O której msza? O, to dopiero dobre pytanie. Na drzwiach kościoła żadnej informacji. Kiedy msza? - Jak przyjedzie padre - tłumaczą pogodnie, siedzące na krzesełkach przed domem sąsiadującym z kościołem starsze kobiety. - Przyjedzie na pewno. Odprawia msze w kilku kościołach. - O której będzie w Redondeli? - Może zdąży na 19, a może dopiero na 20. - Ale będzie na pewno? - Będzie, jak przyjedzie. Msza jest o 19 i udaje nam się zdążyć. O dziwo, w kościele jest sporo osób. Etap dziesiąty - Redondela - Pontevedra 18, 2 km Smaki Hiszpanii
Kryzys minął. Wychodzimy przed świtem i idziemy raźno. Rano jest przyjemny chłód. Droga przez las, z górki, pod górkę. Dwa podejścia pod górę, ale niezbyt strome. Jesteśmy blisko Oceanu Atlantyckiego, z góry w dole widzimy wody zatoki. W okolicy co i rusz spotykamy wykorzystywane do dziś kamienne spichlerze na wysokich słupach z poprzecznymi kamieniami, chroniącymi zapasy przed gryzoniami.
W kapela Santa Marta podbijamy sello - pieczątki. Trzeba samemu otworzyć małe okienko, w środku na stoliku na wyciągnięcie ręki jest pieczątka i tusz. Kolejne pieczątki lądują w credencialu - naszym pielgrzymim paszporcie, dzięki któremu śpimy w tanich schroniskach i mamy zniżki w restauracjach. Po dwóch godzinach marszu robi się gorąco, więc rozkładamy karimaty i robimy sobie godzinny piknik pod sosnami. Zdejmujemy buty. Chłodzimy stopy.
Bar Maria, wino i pimentos
A wieczorem prawdziwa uczta.
Tina prowadzi nas do małej portowej knajpki bez nazwy, gdzie jemy najlepsze na świecie zielone papryczki - pimentos - lekko zgrilowane na oliwie.
Dostajemy do tego chleb i czerwone domowe wino, podane w miseczkach.
Wino, oczywiście domowe, ma kolor gęstego soku, a smak i zapach, jakiego jeszcze nigdy nie kosztowałam. Płacimy 9 euro za trzy osoby i wychodzimy szczęśliwe i najedzone. Od imienia właścicielki nazywamy ten bar - Bar Maria i obowiązkowo obiecujemy kiedyś tu wrócić.
Etap jedenasty - Pontevedra - Caldas de Reis 23, 1 km Kąpiel w gorących źródłach
Pontevedra. O świcie w małej kawiarence zjadamy francuskie śniadanie.
Pachnąca biała kawa i croissant, jeszcze ciepły i chrupiący. Tak pokrzepione możemy maszerować. Zaraz za miastem i za mostem Puente del Burgo zaskakuje nas niesamowity krajobraz.
Czarny od pożarów, które szalały tu w maju i sierpniu 2010 roku. Wypalona ziemia, spalone doszczętnie drzewa.
Idziemy wąwozem, w którym jeszcze nie odrodziło się życie. Przez wiele dni trwała walka z żywiołem, o czym informują przydrożne tabliczki. W tych pożarach zginęło dwóch hiszpańskich strażaków. Na kamiennych krzyżach składamy kamień, na znak pamięci dla nich. A sam krajobraz tu górzysty, przypomina nasze Beskidy, a może Sudety.
Mijamy liczne, tu w Galicii, kamienne krzyże, na których z jednej strony jest sylwetka ukrzyżowanego Chrystusa, a z drugiej na tej samej wysokości statuetka Matki Boskiej. Bywa, że u stóp jest dodatkowo figura świętego Jakuba.
Idziemy razem: Olga, Tina, Manoli, Weronique. Żartujemy, śmiejemy się, śpiewamy. W końcu gubimy drogę.
Dodatkowe kilka kilometrów marszu psuje nam humory.
Etap dwunasty - Caldas de Reis - Padron 19, 2 km 114 stopni do Świętego Jakubka z Góry
Droga do Padron, przedostatni etap. Czy to możliwe, że jeszcze dzień
i koniec wędrówki? Jeszcze nie dotarłyśmy, a już żałujemy, że zostało niewiele ponad 40 kilometrów?
Zdjęcie ze Świętym Jakubkiem
Padron to ostatni moment, by przygotować się duchowo do wejścia do Santiago de Compostela. Tu, w kościele świętego Jakuba, za ołtarzem znajduje się padron - słup milowy z czasów rzymskich, do którego została przycumowana łódź, którą przypłynęło ciało świętego Jakuba.
Na ten słup, podobnie jak i inni, wrzucam monetę, by tu jeszcze wrócić.
Od nazwy słupa wzięła nazwę miejscowość Padron. Wieczorem wdrapujemy się po 114 kamiennych stopniach, które prowadzą na wzgórze Santaguino do Monte - Świętego Jakubka z Góry, na którym, na kamiennych granitowych blokach, stoi statua św. Jakuba, upamiętniająca miejsce, w którym wygłaszał kazania.
Obowiązkowo robimy pamiątkowe zdjęcie.
Etap trzynasty - Padron Santiago de Compostela 23, 9 km Objąć Świętego JakubaJuż tylko 23, 9 kilometra do Santiago. Niemało. Rezerwuję miejsce w jednoosobowym pokoju bez łazienki w Seminario Menor - 12 euro za noc, w odległości kilkunastu minut od katedry Świętego Jakuba w Santiago. Większość pielgrzymów idzie do Monte do Gozo (Wzgórza Radości), do schroniska prowadzonego przez polskich zakonników, a kierowanego przez życzliwego wszystkim O. Romana Wcisło. I żegnaj Padron. Witaj ostatnia drogo
Słońce świeci jak co dzień. Błękit miesza się z zielenią sosnowych lasów.
Nawet zdążyłam przywyknąć do upału.
Ładne widoki wynagradzają fakt, że znów się trzeba wspinać. W drodze dociera do mnie esemes Joli i Zbyszka:
Gdzie jesteś? Czekamy na Ciebie przed katedrą w Santiago. I esemes mojej siostry, kochanej Martusi: Idę z tobą, i esemes od Joasi: Modlę się, żebyś doszła i nie czuła zmęczenia.
Czy to te wszystkie dobre myśli tak mnie niosą, że dziś nie czuję zmęczenia?
Że plecak lekki, aż podskakuje na plecach, chociaż nic w nim nie ubyło. Że nóg nie czuję. I myśl tylko jedna, żeby dojść do grobu świętego apostoła, objąć Świętego Jakuba, zostawić mu te wszystkie troski, wszystkie intencje, które mu niosę.
I oto jestem
Oszołomiona wielkością patrzę w niebo na ogromne wieże katedry.
Witaj Święty Jakubie. W tłumie ktoś woła do mnie z daleka. Tina! Marion!
Raquel! Ach, co za radość. Oddaję plecak do przechowalni bagażu - z plecakiem nie wolno wchodzić do katedry i o godzinie 17 w sobotę 17 września klękam przed Świętym Jakubem. Patrzy na mnie w ołtarzu zdziwiony i ucieszony, i wygląda, jakby chciał coś powiedzieć. Ogarnia mnie poczucie szczęścia. Nie udaje mi się powstrzymać łez. Lecą z oczu jak dwa strumyki, zimne, czyste, niezależne ode mnie. Święty Jakubie dziękuję!
Panie Boże, jak Ci dziękować, że tu jestem? Że Ty jesteś.
-------------------------- Tekst i zdjęcia | |
Copyright 2008-2019 ©
Strona jest własnością Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia NMP w Komorowie. Wszystkie prawa zastrzeżone.
|