Przez świadomość do dumy
- MP nr 4-5 (63-64) z 11 VI 2006r. /str. 38
Gdy w listopadzie 2004 r. poświęcono krzyż i okolicznościową tablicę, upamiętniającą znajdujący się na terenie szkoły cmentarz z okresu Powstania Warszawskiego, wydarzenie stanowiło ciekawą lekcję. Wielu z nas uświadomiła ona, że jest w naszej najnowszej historii dużo autentycznych białych plam. Takich wydarzeń, które wymknęły się z naszej historycznej świadomości. Uległy naturalnemu, nie ideologicznemu, zatarciu. Przykładem tego mogą być właśnie wojenne dzieje Komorowa.
Cegielnia w Pruszkowie. Komorów miał udział w uruchomieniu jej po II wojnie. W oparciu o nią budowano nasze osiedle "domeczek". Fot. - zbiory LKP
Kto jeszcze dziś pamięta, że przylegająca do podwarszawskiego Pruszkowa, część zwana Glinkami (znajdowała się tam cegielnia), była miejscem masowych mordów dokonywanych przez Niemców na mieszkańcach Pruszkowa i uciekinierach z ogarniętej powstaniem Warszawy?
Pomnik w parku w Pęcicach, upamiętniający wymordowanie w tym miejscu przez Niemców powstańców
z Ochoty (warto zwrócić uwagę na wiek ofiar)
To w nieodległych Pęcicach wymordowano w bestialski sposób 2 sierpnia 1944 r. powstańców z warszawskiej Ochoty [czytaj "Pęcickie Termopile" MP nr 47 z 12 IX 2004 r str. 36-38 przypis - LKP]. Komorów jest więc dosłownie otoczony miejscami martyrologii z okresu Powstania i aż trudno sobie wyobrazić, że sam stanowił wyspę spokoju i dobrobytu na morzu krwi i pożogi. Dlatego, ze strzępów relacji różnych osób wyłania się jeszcze inny ciekawy obraz historyczny naszego Komorowa. Oto, okazuje się, że ktoś "przypadkowo" tu się urodził właśnie w czasie Powstania, gdyż rodzice właśnie tu znaleźli schronienie. Ktoś inny znajduje na strychu swego domu książki i nuty Witolda Lutosławskiego, który tu właśnie schronił się u swego przyjaciela. Wreszcie okazuje się, że członkowie naszej własnej rodziny z warszawskiej Pragi, o czym nikt nie pamiętał, a co ustalił "rodzinny" dziejopis, schronili się w Komorowie przed "wyzwoleńczą" Armią Czerwoną. Na terenie szkoły znajduje się nawet ślad tych wydarzeń: kamień upamiętniający pochowanego w tym miejscu, zmarłego podczas Powstania, Aleksandra Janowskiego, jednego z założycieli Polskiego Towarzystwa Turystycznego.
Kamień upamiętniający miejsce pochówku śp. Aleksandra Janowskiego. Fot. z 1957 r. - zbiory LKP
Ten kamień świadczy o tym, że teren szkoły, w co nie wszyscy chcą wierzyć, jednak był przez jakiś czas cmentarzem. Że po wojnie dokonywano tu jakichś ekshumacji, pamiętają byli uczniowie, którzy dziś dobijają pięćdziesiątki. Dlatego zwrócono się do Instytutu Pamięci Narodowej z pytaniem, czy wszystkich pochowanych tu w czasie Powstania ekshumowano po wojnie. IPN nie wykluczył, że jakieś mogiły nadal istnieją. Ktoś nawet przypomniał sobie, że odkryto je podczas budowy szkoły, lecz czym prędzej na powrót zasypano, gdyż spieszono się z "1000 szkół na tysiąclecie" lub na jakąś inną akcję.
Zadziwiająca jest ta swoista zbiorowa amnezja. Czy rzeczywiście nie ma już ludzi pamiętających tamte wydarzenia? Czy w czasie Powstania było tu takie zamieszanie, że nie zauważono powstania cmentarza? Czy nie opowiadano w domach o tych wydarzeniach? Czy ciągle ludzie boją się upiorów spod znaku sierpa i młota? A może po prostu przestaliśmy interesować się naszą historią, traktowaną często jako pasmo klęsk i martyrologii?
Taki jest Komorów i taka jest Polska: wielka i mała zarazem. Wielka swą walką o suwerenność, nie tylko przecież własną, lecz i innych narodów sprzedanych Sowietom w Jałcie; równie wielka, (jeśli nie większa jeszcze) swym wysiłkiem w znojnym dążeniu do zajęcia należnego Polsce miejsca w rodzinie narodów Europy i świata. Mała - małością swych elit w wyścigu do uwłaszczenia się w ramach prywatyzacji majątku narodowego i małością nas wszystkich, tak łatwo zapominających treści słów, za które nasi bracia oddawali życie: Bóg, Honor, Ojczyzna, niepodległość, solidarność, wolność.
Jeśli jednak chcemy zachować suwerenność naszego kraju w powstającej w zawrotnym tempie globalnej wiosce, musimy przede wszystkim zadbać o niepodległość naszych umysłów i naszych serc. Albowiem "papuga" lub "paw narodów" nie potrzebuje suwerenności i na nią nie zasługuje. Myślę, że należy spisywać wszystko, co się da, bo inaczej ta lokalna historia umrze wraz z odchodzącym pokoleniem naszych dziadków i ojców. Niestety, nikt za nas tego nie zrobi. Na dobry początek przesyłam redakcji "MP" krótki reportaż, który dwa lata temu napisałem dla ukazującej się w Londynie "Gazety Niedzielnej". Okazją do snucia owych relacji była dziewięćdziesiąta rocznica śmierci ostatniego kanonizowanego papieża - Piusa X, który zmarł w nocy z 19 na 20 sierpnia 1914 roku, a jest patronem naszego kościoła.
Strona wschodnia kościoła w Komorowie. Zdjęcie orientuje
nas w pierwotnym założeniu. Była to kaplica wotywna oparta na idealnym okręgu
Portret św. Piusa X patrona kościoła w Komorowie.
Nasz kościół, to mała rotunda, dwukrotnie później rozbudowywana. Był początkowo kaplicą wzniesioną przez mieszkańców jako votum wdzięczności za ocalenie miejscowości od zniszczeń w czasie II wojny światowej. A zagrożenie było całkiem realne, nie tylko z powodu bliskości Warszawy (tu, już 2 sierpnia 1944 r. wyłapano i bestialsko wymordowano powstańców z Ochoty), lecz dlatego, że Niemcy zgromadzili tu ogromną ilość amunicji i materiałów wybuchowcach, zmagazynowanych w kilkudziesięciu silosach. Podczas wycofywania się w 1945 r. mieli rozkaz zdetonować te magazyny. Wskutek działań Polaków (uszkodzenia instalacji detonacyjnych lub zwykłego przekupstwa) zdetonowano tylko niewielką część amunicji, ale i tak wypadły szyby w oddalonym o 3 km w linii prostej kościele w Pęcicach. Komorów w większości ocalał. Nie trzeba było dysponować bujną wyobraźnią, żeby zdać sobie sprawę, że detonacja wszystkich magazynów zmiotłaby miejscowość z powierzchni ziemi.
Wagon kolejki EKD na bocznicy w Komorowie. Mężczyzna w białej koszuli (pierwszy od lewej) to śp. Czesław Szczypior jej budowniczy i długoletni zawiadowca stacji w Komorowie, wielce zasłużona osoba dla naszej miejscowości. To z jego inicjatywy m .in. powstało osiedle "Domeczek". Fot. - zbiory LKP
Wszyscy młodzi i starzy mieszkańcy naszej uroczej wsi wiedzą, że Komorów leży przy trasie Warszawskiej Kolejki Dojazdowej, dziwnego tworu, stanowiącego "skrzyżowanie" tramwaju z pociągiem. Pomysł i konstrukcja jeszcze przedwojenne; nazywało się to wtedy Elektryczna Kolej Dojazdowa. Linia kolejki EKD miała swoje "pięć minut" w historii, na przełomie 1944 i 45 roku, zyskując wtedy miano "polskiego Londynu". Na linii EKD działały bowiem przez kilka miesięcy władze Polski Podziemnej z delegatem rządu Janem Stanisławem Jankowskim i komendantem Armii Krajowej gen. Leopoldem Okulickim - "Niedźwiadkiem". To oni, w marcu 1945 r., wraz z pozostałymi czternastoma przywódcami Polski Podziemnej, zostali najpierw podstępnie zwabieni, a następnie aresztowani w siedzibie NKWD w Pruszkowie.
Willa, stanowiąca siedzibę NKWD w 1945, miejsce aresztowania "szesnastu", a przed nią okolicznościowa tablica
Stali się potem bohaterami słynnego "procesu moskiewskiego" w czerwcu 1945 r.
Nieco wcześniej przez ten sam Pruszków Niemcy "przepędzili" powstańców i mieszkańców Warszawy, organizując w Pruszkowie - na terenie Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego - obóz przejściowy, w którym dokonywano wstępnych selekcji więźniów.
Mur Zakładów Naprawczych taboru Kolejowego w Pruszkowie (Durchgangslager) z wiele mówiącym napisem: tędy przeszła Warszawa. 6 VIII - 10 X 1944
Do odległego o kilka kilometrów Milanówka wywieziono administratora apostolskiego Archidiecezji Warszawskiej, abpa Antoniego Szlagowskiego. Zabrał on ze sobą ze zburzonego kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie urnę z sercem Chopina. Na pewien czas budynek plebanii w Milanówku stał się siedzibą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej.
Plebania w Milanówku, stan obecny. Obok: pomnik upamiętniający przechowywane tu serce Fryderyka Chopina
Po wojnie, Komorów podupadł. Wyprowadziło się z niego do Warszawy wiele rodzin inteligenckich, np. rodzina Mai Komorowskiej, ulubionej aktorki Krzysztofa Zanussiego, czy Wojciecha Młynarskiego - poety, wybitnego tekściarza kabaretowego. Są znane jego liczne szlagiery, wyśmiewające socrealizm PRL-u, które przeszły do historii.
Natomiast w 1957 r. kupiła tu dom autorka "Nocy i dni", Maria Dąbrowska.
(Teksty jej Dzienników opisujących Komorów przez cały rok wybierała dla nas Lucyna Terlecka - żona wielkiego polskiego pisarza Władysława Terleckiego, który od 1956 roku aż do swojej śmierci także mieszkał w Komorowie - przypis L.K.P.). W domu, w którym mieszkał bliski krewny legendarnego "Grota" Roweckiego, dziś mieści się Dom Generalny sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Zgromadzenie zostało założone przez kanonizowaną przez Jana Pawła II bł. Bolesławę Lament.
Dom Generalny Misjonarek świętej Rodziny i stojąca przed nim rzeźba Rodzina z Nazaretu
dłuta Witolda Czopowika
Od kilku lat, a dokładnie od roku 1989 r., Komorów przeżywa swój "renesans". Komorów stał się modny i drogi, i - odnoszę wrażenie - że coraz mniej w nim miejsca dla zwykłych szarych ludzi. Ma to jednak i swoje dobre strony. Stare domy umykają przed zupełną zagładą. Na szczęście ciągle jeszcze jest u nas dużo zieleni i wspaniałej ciszy.
--------------------------
Artur Andrzejuk